Komarza uczta

Kłujka Widliszek była dorodną, 8-milimetrową samicą. Piękną, młodą wdową. Jej mąż, jak to u Widliszków, zmarł tuż po nocy poślubnej.

Nadszedł czas złożenia jaj. Wypatrywała więc kogoś, kto dostarczy jej pożywienia dla dzieci. Najpierw poczuła pot. Wyposażona w czuły narząd termolokacyjny i receptor dwutlenku węgla namierzała ofiary nawet po ciemku. Instynkt łowcy podpowiadał jej, jak trafić w naczynia tętniące krwią. Nagle aż zadygotała z podniecenia.

Pod lasem nad jeziorem byli ludzie. Przywarła smukłym ciałem do wilgotnej kory – trochę poczeka. Niech się rozluźnią, rozgrzeją piwem przy grillu, najedzą kiełbasą. Wtedy nadejdzie jej czas. Wreszcie cichutko rozprostowała nogi i puściła w ruch skrzydełka.

reklama

Wśród drzew zabzyczało. Kilkaset głodnych komarzyc ruszyło na polowanie. Celowały w arterie na kostkach nóg, za uszami, na karku, między włosami na głowie. Ssały łapczywie. Gdy już napełniły brzuszki krwią, odleciały, bzycząc z wysiłku. Ważyły trzy razy więcej niż przed atakiem. Teraz mogły spokojnie udać się nad jakieś bajorko i złożyć jaja.

Goń komara

Kiedy poczujemy swędzenie, jest już po wszystkim. Nakłuwając skórę, komarzyca jednocześnie ją znieczula. Drapaniem pogarszamy tylko sprawę, bo możemy doprowadzić do wtórnego zakażenia. Bąbel trzeba posmarować spirytusem, a potem Fenistilem lub Laticortem. Pomaga też zwykły ocet.

Warto jednak zawczasu odstraszyć wampirki i jeść witaminę B1, która sprawi, że zaczniemy komarom źle pachnieć. Nie lubią także olejków eterycznych – goździkowego, geraniowego lub paczuli.


Tekst: Redakcja
Fotografia: Flash Press Media


Zobacz również