Ania i Witek latami mieszkali w bloku. Zawsze jednak wiedzieli, że to tylko poczekalnia. Ich prawdziwe gniazdo rodzinne miało być poza zgiełkiem Warszawy. Zatopione w ciszy i zieleni.
Nie szukali długo. Zauroczyła ich pierwsza działka, którą obejrzeli. Miała kształt tortu, osiedle otoczone było starym sadem, w pobliżu bielały domy niczym stare polskie dworki. – Wśród kwitnących drzewek stała rozpadająca się maleńka chałupka, dwie krowy leniwie snuły się po wzgórzu. Cudny widok – wspomina Ania. – Wkoło cisza, dziewicza zieleń, a to wszystko na końcu świata. Tak nam się wtedy wydawało. Najpierw myśleli o willi w stylu myśliwskim. Pierwszy projekt jednak zupełnie im się nie spodobał. Za dużo było ciemnego drewna, no i te schody wychodzące z salonu. – Ja przecież lubię jasne przestrzenie, nowoczesne akcenty i dopiero w tle historię – mówi Ania.
Sama wymyśliła swój dom, zgrabnie mieszając style. W wiejskiej rezydencji pojawiły się bielone belkowania i kwiatowe esy-floresy. Ich wykonanie, podobnie jak skorpiona nad kominkiem, który jest symbolem męskiej części rodziny, powierzyła przyjaciółce – malarce Basi Drobińskiej. Wnętrza zaaranżowała tak, żeby nowa wersja domu była na miarę naszych czasów.
Schody, które wyrastały w salonie, przeniesiono do sieni, a w ich miejsce Ania zaprojektowała imponujący, otwierany z czterech stron kominek. Na początku deweloper protestował, w rezultacie jednak przekonał się do nowatorskiego podejścia i zaakceptował autorski projekt. Kominek okazał się funkcjonalny i zgrabnie podzielił parter na dwie części.
Po lewej stronie od wejścia stylowa kuchnia z nowoczesną jadalnią, po prawej nowoczesny salon z wejściem do tradycyjnego gabinetu. Pełna równowaga współczesności z nutą przeszłości. Gabinet jest miejscem sentymentalnym, przypomina Ani rodzinny dom z antykami, obrazami i niespotykanymi wtedy kolorowymi ścianami. – Płakałam, bo gdy tata wypełnił już wszystkie wnętrza trofeami z targów staroci, zaanektował również i mój pokój – wspomina. – Koleżanki miały w domu Swarzędz, o którym tak marzyłam, i białe ściany. Zazdrościłam im z całego zbolałego serca. Dopiero teraz, po tylu latach, dziękuje tacie, że zaszczepił w niej miłość do staroci. Gabinet jest tego wyrazem.
Ania z rozrzewnieniem patrzy też na obraz w salonie. Prezent na 18. urodziny z dedykacją od rodziców. Przedstawia… trakcję wysokiego napięcia. – Miała mi wyznaczać drogę w życiu. Wtedy nie byłam zadowolona. Teraz dopiero widzę sens tego upominku – dodaje.
I ona, i Witek bardzo lubią ogród. Do obserwowania jego kwiatowej części zachęcają poduszki rozłożone wygodnie na szerokim parapecie okna jadalni. Jest żywym, barwnym obrazem tej części domu. Wiosną otwiera sezon dorodnymi peoniami, przechodzącymi wraz z pełnią lata w szlachetne lilie. Pożegnanie jesieni to dywan żółtych kwiatuszków. Jednak najważniejszy latem jest taras. Uwielbiają wracać do domu z myślą, że zaraz wyłączą komórkę i spędzą na nim wieczór, delektując się ciszą i dobrym winem.
Tekst i stylizacja: Ewa Orłoś
Fotografie: Joanna Siedlar