Wreszcie słońce, wszystkich rozpiera energia. Świąteczne porządki prawie skończone. Marit z chłopakami przesadzają żonkile i szafirki.
Nowy dom, nowe życie
Kiedy ludzie zmieniają dom, wydaje im się, że zmienią też życie. Na takie z bajki, oczywiście. Jak przeprowadzaliśmy się nad rzekę, do Gustafs, myślałam, że będzie jak w filmie, w którym bohaterowie zajmują się tylko jedzeniem, spacerami i miłością. No, może czasem sprzątają, ale i to z uśmiechem na ustach. A my przez pierwszy rok nawet nie mieliśmy czasu zjeść obiadu przy stole. Choć muszę przyznać, że rzeczywiście wszystko się zmieniło. Jak tylko zaczęliśmy remont, okazało się, że będziemy mieli Maximiliana. Dziś ma 4 lata. W ciąży czułam się dobrze i zasuwałam dalej. Poród właściwie zastał mnie na drabinie... Więc miłości faktycznie mamy więcej. Dwa razy więcej, bo później jeszcze urodził się Levis.
Jestem projektantką wnętrz
Na studiach myślałam, że to niezwykle oryginalny zawód. Teraz mam wrażenie, że połowa Szwedek się tym zajmuje. Zwłaszcza jak jeżdżę po pchlich targach. Spodziewałam się tam tylko miejscowych, którzy chcą zaoszczędzić. Nic z tego. Są i turyści – bo o targach w Dalarnie piszą już w przewodnikach. I dekoratorki. Łatwo je wyłowić, bo skupiają się przy tych samych straganach – ostatnio z platerami. Też kupiłam wazonik i tacę.
Nałogowo podglądam
Ale czasem wybieram sobie jakiegoś przypadkowego przechodnia i trochę go śledzę w tych alejkach – podpatruję, co kupuje i ogląda. To jest dopiero inspirujące! Ludzie, którzy nie pracują przy dekorowaniu, są świeżsi, swobodniejsi. Najchętniej poszłabym za nim do domu i popodglądała, udając hydraulika. Nałogowo zaglądam ludziom do okien. U nas to nie takie trudne – zwykle się ich nie zasłania. Tak na przykład wypatrzyłam pomysł, żeby zrobić dekorację z zabawkowych mebelków. Są rodziny, które traktuję jak starych znajomych. Wiem, kiedy jedzą kolację, a kiedy robią porządki. Uwielbiam też odwiedzać nowe domy. Magnus się czasem za mnie wstydzi i kopie pod stołem, kiedy na przyjęciu u przyjaciół próbuję tak pokierować rozmową, żeby się wprosić do ich znajomych. Kończy się zwykle na tym, że to ja wszystkich zapraszam, licząc na rewizytę. Na ogół się udaje...
Czuć już wiosnę w powietrzu
Idziemy z chłopakami piknikować nad rzekę. Oni będą łowili ryby, a ja zaplanuję świąteczne menu. Bo przecież Wielkanoc za pasem. Mam ochotę na köttbullar – klopsiki. Tak, to te same, które znacie z Ikei – ale uwierz mi, domowe to prawdziwe niebo w gębie. I na pokusę Janssona, naszą szwedzką zapiekankę z ziemniakami, marynowanymi szprotkami i cebulą w śmietanie. A do tego zrobię jagnięcinę, może w końcu wyjdzie taka soczysta, jak mojej mamy. Chciałabym zdążyć z malowaniem szafek w sypialni – brakuje mi tam mojego ulubionego koloru blue jeans. Żeby było jak w bajce – Marit mruga okiem.
Tekst: Mariana Schroeder/living4media
Zdjęcia" Magdalena BjÖ̈rnsdotter/Living4Media
Opracowanie: Eliza Otto