Jeśli chcesz poczuć słodki, delikatny smak chrupiących liści, szukaj nasion sałaty liściowej, rzymskiej lub kruchej. Mają różne kolory, a na grządkach wyglądają naprawdę pięknie, szczególnie w towarzystwie kwiatów nasturcji czy fiołka trójbarwnego.
Nigdy nie zapomnę zaskoczenia, jakie przeżyłam w czasie wakacyjnej wizyty z moją ciotką u jej sąsiadki, angielskiej arystokratki. Elegancka lady pobiegła do ogródka, między róże, gdzie malowniczo rosły sałaciane liście, zerwała do koszyka kilka główek, wypłukała je i postawiła na środku stołu w kryształowej misce. Sałata była pyszna – zmieszana z natką pietruszki oraz rukolą, posypana białym cukrem i polana odrobiną octu winnego. Niezwykły był dla mnie nie tylko osobliwy sposób, w jaki lady ją przyprawiła, ale też, jak ważną częścią lunchu była ta miska zielonych, samodzielnie hodowanych liści.
Działo się to wiele lat temu, w epoce sałaty ze śmietaną podawanej do wielkanocnych kurcząt. Dziś wiem o niej więcej i sama hoduję w ogródku między ziołami, mając pewność, że nie jest pędzona na chemikaliach. Ta „domowa” jest bardzo zdrowa i można ją podawać na wiele sposobów, łącznie z przyrządzaniem zup, sosów. Nieraz gotuję ją w całości albo polewam gorącym czosnkowym masłem.
U nas nadal królują odmiany masłowe, których miękkie i śliskie listki mają gorzkawy smak i przylepiają się do podniebienia, a luźne główki nie nadają się do niczego. Anglicy na przykład wcale takiej nie jedzą, wybierają za to pyszną sałatę liściową, rzymską lub kruchą. Mają one różne kolory, a niektóre nawet nakrapiane listki, świetnie więc wyglądają i na grządce, i na talerzu. W sklepach ogrodniczych znajdziemy nasiona sałaty liściowej purpurowej i zielonej karbowanej. Uprawa tych odmian jest łatwa, a jej listki można zrywać przez kilka tygodni non stop, pobudzając tym samym roślinę do produkcji nowych.
Siejemy…
Uprawiałam już ogrody w różnych krajach i na przeróżnych glebach. Wiem, że sałata wyrośnie wszędzie poza mokradłami i piaskami pustyni. Z jej uprawą poradzi sobie każdy, kto ma kawałek ziemi albo nawet zwykłą skrzynkę balkonową czy większą donicę.
Jak tylko w warzywniku zaczynają wschodzić pierwsze chwasty, to znak, że nadeszła pora wysiewu sałat wprost do gruntu. Za niecałe 2 zł kupuję torebkę nasion, które zapewnią mi zieleninę na cały sezon – od wiosny do jesieni. A poza sezonem... Smakuję warzywa zimowe typu jarmuż, pasternak oraz kiszonki. Nasiona sieję jak najrzadziej się da, w rzędach oddalonych od siebie o 25 cm.
Po wzejściu listków przerywam je i pozostawiam rośliny co 20 cm – wyrwane siewki nie nadają się do przesadzenia, za to pysznie smakują w sałatce lub na kanapce.
…albo sadzimy
Sałaty można też wysadzać do warzywnika jako gotowe sadzonki. Wiosną kupimy je w szkółkach albo na targach, jeszcze lepiej zrobić rozsadę samemu. Ja biorę się za to już w marcu.
Nasionka wysiewam do plastikowych multipalet lub maleńkich doniczek torfowych, potem ustawiam w ogrzewanej szklarni. Dawniej rozsada sałaty udawała mi się na nasłonecznionym parapecie w domu. Pamiętajmy tylko, że jeśli używamy papierowych bądź torfowych doniczek, rośliny podlewajmy dwa razy częściej niż w plastikowych.
Sałata może rosnąć gdziekolwiek – nie bierze udziału w płodozmianowej wędrówce warzyw, a więc sadzimy ją w dowolnym towarzystwie.
Na grządce wymaga jedynie wilgoci – podczas gorących albo wietrznych dni obficie ją podlewamy. Przerośnięta lub przesuszona jest gorzkawa. Moje sałaty dostają rozcieńczoną gnojówkę z pokrzyw, która jest zastrzykiem azotu cudownie wpływającym na wzrost bujnych, zielonych liści. Stronię natomiast od gnojówki z żywokostu czy jakichkolwiek innych nawozów z nadmiarem potasu bądź fosforu. O ładne, niepodziurawione sałaty toczę odwieczną walkę ze ślimakami. Jak już jeden znajdzie moje rośliny, wiadomo, że zaraz zaprosi kolegów. Po zmroku cierpliwie i regularnie wychodzę więc na polowania ze słoikiem i latarką. Łupy oddaję do ptasiej zagrody. Kaczki i indyki uwielbiają ślimaki. Doskonałą przeciwślimaczą zaporą są nieheblowane deski sosnowe, którymi można ogrodzić uprawę, albo rozsypany wokół na szerokość paru centymetrów popiół drzewny czy igliwie sosny. Można też między grządki wkopać rynienki z piwem – ślimaki je uwielbiają, i to bardziej niż sałaciane liście.
W lodówce
Sałatę zjadam od razu po zerwaniu. Ale jeśli mam jej za dużo, główki wkładam na dolną półkę lodówki. Twardych sałat nie myję. Gdy mam ochotę na listek do kanapki, odrywam go i dopiero wtedy wkładam pod kran. Inne delikatne odmiany przechowuję w pojemnikach umyte i osuszone. Zachowują świeżość do paru dni. Sałaty nie kroimy nożem (z wyjątkiem lodowej), ale rwiemy.
Na talerzu inaczej
Najpyszniejsza jest krucha i delikatna sałata rzymska. To właśnie ona nadaje się do gotowania czy duszenia. Jednak żyć nie mogłabym bez odmian liściowych i młodych liści, czyli tak zwanych baby leaf. W Anglii są szalenie popularne, można je siać już w drugiej połowie lutego i jeść jako pierwszą wiosenną zieleninę. Ponieważ listki są młodziutkie i cały czas rosną, mają o wiele więcej witamin, soli mineralnych i barwników asymilacyjnych niż „dorosłe” rośliny. W polskich sklepach widziałam już mieszanki nasion z sałatą liściową, endywią, pietruszką zieloną, gorczycą, rukolą oraz liście pochodzące ze Wschodu typu mizuna oraz pak choi.
Takie listki wystarczy podać z odrobiną oliwy z dodatkiem soku cytrynowego albo octu winnego i superzdrowy posiłek gotowy.
Tekst: Kasia Bellingham, autorka bloga naogrodowej.pl
Zdjęcia: Kasia Bellingham, Gap Photos/East News, Flora Press, Gap Photos