Jeszcze niedawno Jola miała marzenie, że otwiera co rano okno i mówi: „O Jezu, jak pięknie!”. Spełniło się na Mazurach.
Gospodarstwo, którego nikt nie chciał
Od lat myślała o „miejscu ucieczkowym na moment”. – Tak jak w wierszu Norwida: „Nie lubię miasta, nie lubię wrzasków, i hucznych zabaw, i świetnych blasków” – wspomina Jolanta Piętek. Zaczęła szukać. Zjeździła wszystkie pojezierza i nic. – Zaczęły mi już puszczać nerwy, aż tu nagle agent mówi, żebym jechała do Staczy (od stania). To taka wioska koło Kuczy (od kucania). – Nikt nie chce tego gospodarstwa kupić, może pani się spodoba – zareklamował.
Wymarzony dom na Mazurach
Domek jak betonowy klocek, z eternitowym dachem, jeziorko, stare drzewa i bocianie gniazdo. Gdzieniegdzie resztki zabudowań z czerwonej cegły, zdewastowanych podczas wojny. – Zakochałam się i tyle – mówi pani Jola. Z zapałem zaczęła remontować dom. Ekipa ze zdziwieniem montowała na dachach pazdury i śparogi, bo inni raczej te ludowe ozdoby zdejmują.
Dwie Agnieszki i styl skandynawski
W urządzaniu pomogły jej dwie Agnieszki – Turosieńska i Suchora – też aktorki, przyjaciółki z czasów szkoły teatralnej. Zakochane w skandynawskiej prostocie założyły sklep z wyposażeniem wnętrz A&A Bath. W Staczach postanowiły połączyć mazurskie klimaty z surowością Północy. Sezamem pełnym skarbów okazała się stodoła pani Joli: okiennice zamieniły się w ramy obrazów, skrzynki na jabłka – w szafki. Same skrobały i malowały deski.
– Szef ekipy remontowej myślał, że przyjadą pańcie z Warszawy, i nie mógł się nadziwić, że potrafimy tyle zrobić – śmieją się Agnieszki. Pomysłowości odmówić im nie można. Ze starych dech zrobiły wieszak, wkręciły tylko haczyki od Bloomingville. Z drabinek – półki. Podłodze wystarczyło porządne mycie.
Życie w zgodzie z naturą
Potem pani Jola urządziła ogródek bez chemii – ma własne marchewki, szczypiorek, rukolę. – Dzieciaki znajomych go uwielbiają. Gdy tylko przyjadą, gnają do warzywnika, żeby sobie coś wygrzebać z ziemi – opowiada. – Są zdziwione, że groszek rośnie w strączkach, nie w puszkach.
Od sąsiadów kupuje pyszne jedzenie. Mleko, sery korycińskie, jajka i chleb z Wiżajn. W jeziorku pływają sumy, karasie, węgorze. W lesie tyle kurek, że można by je codziennie pałaszować. Powoli miejsce ucieczkowe zaczęło być domem.
– Dół wynajmuję, a sama wprowadziłam się na wyremontowany strych. Któregoś ranka otwieram okno – wspomina – a tu przed moim nosem leci bocian, wielki jak pterodaktyl. Rumianki tak pachną, że zwariować można. Odeszłam z teatru. Teraz Warszawa przyjeżdża do mnie. I ma bardzo niewyraźną minę, gdy musi wracać.
Tekst: Joanna Halena
Stylizacja: Agnieszka Turosieńska
Zdjęcia: Jola Skóra/Makata
Kontakt do projektantek: www.dwieagnieszki.pl
Adres siedliska: www.masuriaarte.pl
Za pomoc w sesji dziękujemy: Sweet Living