Czarownice? Niektórzy mówią, że spotkamy je w Wężówce. Podobno spełniają marzenia – tak jak Agata, która prowadzi kursy gotowania.
Wieś, mimo skojarzenia z gadzim rodem, nazwę wzięła od krętych dróg, które prowadzą na zielone wzgórza Mazur Garbatych, wijąc się między połyskującymi jeziorami, pachnącymi lasami i kolorowymi polami. Pewnego lata jedna z tych dróg zaprowadziła Agatę do malowniczej wsi. Na wzgórzu z widokiem stał mały, biały domek. Agacie mocniej zabiło serce. Pomyślała: „To chyba to!”. Po czym się zawahała: „I co teraz? Rzucić pracę i zaszyć się na wsi? Czy wystarczy sił i odwagi, by żyć w wiejskiej głuszy?”.
O przeprowadzce przesądziła choroba córeczki: miała poważną alergię. Lekarze przekonywali, że życie w mieście nie jest dobrym pomysłem. Zamieszkały więc w Placówce, we wsi Wężówka. – Ktoś kiedyś powiedział, że te okolice to prawdziwe zagłębie czarownic – śmieje się Agata. – Wszystko dlatego, że zjechało tu kilka kobiet o mocnych charakterach, które nie boją się spełniać najbardziej niewiarygodnych marzeń.
Agata jest jedną z nich. Przyzwyczajona do wiecznego pośpiechu – w końcu całe lata przepracowała w korporacji – raz dwa przystosowała się do nowych warunków. Bo i miejsce nie okazało się taką głuszą, i pomysł na życie pojawił się od razu. – Zawsze lubiłam gotować – mówi. – Pomyślałam więc: „Będę przyjmować gości i przygotowywać dla nich pyszne jedzenie!”.
Przeprowadziła się pod koniec maja, a już po dwóch tygodniach miała pierwszych letników! – Łatwo nie było. Przez parę dni bez przerwy malowałyśmy z przyjaciółką ściany, wierciłyśmy dziury, wieszałyśmy półki, lampy i karnisze. Udało się! – patrząc na Agatę, nie można mieć wątpliwości. Jest wulkanem energii, zawsze w ruchu, uśmiechnięta. – Uwielbiam toskańsko-prowansalskie klimaty. Słońce, dobre jedzenie i czerwone wino.
Kiedy w lokalnej gazecie przeczytałam ogłoszenie o kursie kulinarnym dla rolników – rolniczką już wtedy byłam, gospodaruję przecież na siedmiu hektarach – wiedziałam, że muszę wziąć w nim udział – wspomina. Nawet się nie obejrzała, gdy gotowanie wciągnęło ją bez reszty. – Zaprzyjaźniłam się z moimi nauczycielami. A za chwilę z kucharzami Adamem Michalskim i Krzysztofem Szulborskim wpadliśmy na pomysł zorganizowania w Placówce warsztatów kulinarnych na wzór toskańskich szkół gotowania. Zajęcia odbywają się w weekendy. Za każdym razem pod innym hasłem.
Dziś Agata jest w kuchennym fachu profesjonalistką i uczy innych, prowadzi nawet zajęcia dla dzieci. – Gotowanie sprawia maluchom prawdziwą frajdę. Tak samo jak pałaszowanie przygotowanych własnoręcznie smakołyków. Dodatkową atrakcją są kucyki: Księżniczka i Brokat. Imiona wymyśliła im sześcioletnia Maja. Trafiła w dziesiątkę. Księżniczka jest dystyngowana i ma długie rzęsy. A sierść Brokata połyskuje w słońcu.
– Z tymi czarownicami to nie do końca prawda – śmieje się Agata. – Ja naszą wieś nazwałabym raczej „zagłębiem czarodziejek”. Dziewczyny mają tyle twórczej energii, że każdego potrafią pozytywnie zakręcić. Z ruiny stworzą romantyczne siedlisko, z niczego delicje, i zawsze wspierają się w trudnych chwilach.
– Zresztą jak wszyscy chyba mieszkańcy Mazur – dodaje Agata. – Którejś zimy śniegu spadło tyle, że terenówką nie mogłam dojechać na wzgórze – wspomina. – Wstąpiłam do sąsiadów, by zostawić samochód i do domu dojść na piechotę. Gdy sąsiad zobaczył, że chcę brnąć z dzieckiem na ręku w śniegu po kolana, krzyknął, że nie może tak być. Wziął Maję i wspólnie przedarliśmy się przez zaspy. Mazury uczą, że najważniejsza jest przyjaźń i wzajemna pomoc.
Tekst i stylizacja: Joanna Włodarska
Fotografie: Michał Mrowiec
www.placowka.com.pl