Ewa i Jacek zakochali się w... szkole. Do tego stopnia, że postanowili w niej zamieszkać.
Sięgające horyzontu zielone wzgórza przypominają Bieszczady. Zza zakrętu wyłania się dom z czerwonej cegły. Jesteśmy w Wysokiej Wsi, w samym sercu Parku Krajobrazowego Wzgórza Dylewskie. – Chcieliśmy mieszkać w górach, nie udało nam się jednak kupić ziemi. Ale kiedy zobaczyliśmy te okolice, poczuliśmy, że nasze miejsce do życia może być właśnie tutaj – twierdzą zgodnie Ewa i Jacek Tracz.
Nic to, że na podłogach parteru było klepisko. W wyobraźni widzieli już jasną kuchnię z rzędem połyskujących okien, duży salon z kamiennym, otwartym paleniskiem kominka i siebie przed nim. Remont trwał… pięć lat. Córki dorosły, na świecie pojawił się Antek. Klimat domu przywodzi na myśl francuską prowincję. Z jej lekkością, odrobiną nostalgii i wyrafinowaniem. Gospodarze od lat związani byli zawodowo właśnie z tym krajem.
– Fascynacje kulinarne są u nas rodzinne – nie bez dumy mówi pani Ewa. Najczęściej gotuje Jacek. Właściwie zawsze, kiedy przyjeżdża (bo nadal dzieli czas między firmę w Łodzi i mazurskie życie), kuchnia staje się jego królestwem. Talent odziedziczyła młodsza córka, która studiuje w słynnym Francuskim Instytucie Kulinarnym Paula Bocuse’a w Lyonie. Ale gotują wszyscy. Nawet Antek pomaga. Zwłaszcza w robieniu deserów.
Ewa najbardziej lubi dania wiosenno-letnie, świeżo wędzone sielawy, zupę pokrzywową, obsmażane w cieście kwiaty cukinii, a na deser truskawki i poziomki. Jacek woli cięższe potrawy, jesienno--zimowe. Cassoulet, confit z gęsi lub kaczki, ogon wołowy duszony w winie z warzywami. Sami robią sery, jogurty i masło, pieką chleb. Jajka kupują od Joli Twardej z Pietrzwałdu, wołowinę rasy czerwonej polskiej od Agnieszki i Piotra Rydli z Rumiana, przepiórki na rosoły z Elgnowa, ryby ze Szwaderek. A kawior... z Kaliningradu.
– Nie myśleliśmy o prowadzeniu pensjonatu. Kiedy jednak w pobliżu zaczął rosnąć hotel, stwierdziliśmy: właściwie i my moglibyśmy przyjmować gości i dla nich gotować. Ich kuchnią wszyscy się zachwycają. Co prawda, pani Ewa skromnie twierdzi, że nie uważa się za profesjonalną kucharkę. Ona po prostu gotuje. I to nie sama przecież, bo podczas nieobecności męża pomaga jej pani z sąsiedztwa. Może i „tylko” gotuje, ale za to jak! Nawet tradycyjne polskie potrawy doprawione są tą nieuchwytną francuską nutką.
Z kulinarną pasją łączy się druga fascynacja – miłość do kina. Najukochańsze filmy, oglądane niezliczoną ilość razy, to perełki z kuchnią w tle: „Uczta Babette”, „Przepiórki w płatkach róży”, „Życie od kuchni” czy „Historie kuchenne”. W domu dużo się dzieje przez cały rok. Zima, choć zazwyczaj ostra, jest jedną z bardziej wyczekiwanych pór. – Jesteśmy fanami biegówek – mówi pani Ewa. – A trasy w naszej okolicy są wymarzone. Od siedmiu lat współorganizujemy Bieg Sasinów.
Wiosna to praca w ogrodzie. – Na stół powinny trafiać warzywa i zioła z własnych upraw – podkreśla pani Ewa. Ogród założony został oczywiście w stylu francuskim. Obok kolorowych kwiatów widzimy zioła i warzywa. – Jedynie jesienią, kiedy pojawiają się mgły, nachodzi mnie czasem nostalgia za miastem – mówi Ewa. – Jego zgiełkiem i niezaplanowanymi spotkaniami z przyjaciółmi. Jednak po kilku dniach, czasem godzinach w korkach i hałasie, już tęsknię za naszą wsią.
Tekst i stylizacja: Joanna Włodarska
Fotografie: Rafał Lipski
www.pensjonatu.pl, www.dylewskie.pl