Nazywają to miejsce oczyszczalnią duszy. Bo wystarczy kilka dni i znikają plamy po miejskich troskach, korporacyjnych rozgrywkach i wewnętrznych zaplątaniach.
Z daleka przypomina przedziwną, jakby kosmiczną budowlę, coś na kształt przezroczystego pudła. Kiedyś była stodołą z prawdziwego zdarzenia. Duża, porządna, stała na „końcu państwa polskiego” – taka w każdym razie informacja widniała na tabliczce zawieszonej na stalowym drucie. Miejsce odkryły Asia – konserwator rzeźby i Ania – malarka. Czemu w ogóle szukały stodoły? – Bo któregoś dnia Aśka powiedziała, że chce zrobić „imprezownię” – opowiada Ania. Coś malutkiego, prostego, dodatkowy budynek obok naszych domów, żeby przyjmować w nim gości i żeby nie mieć tego całego gościnnego rozgardiaszu we własnych czterech kątach. Poznały się na Akademii Sztuk Pięknych, potem rozjechały w różne strony, aż wreszcie…
Na mazurską wieś pierwsza przyjechała Asia z mężem, chwilę później Ania wyszła za mąż za ich sąsiada. – To był przypadek – twierdzi Ania. – E tam, przypadek – śmieje się Joanna. No więc żyły na tej wsi, pracowały (czasem ciężko) przy sztuce, a między zleceniami przyjmowały tabuny znajomych. – I wtedy pomyślałyśmy, że można by uprościć sobie życie, gościom zrobić wygodniej, no i przekuć zabawę i fajny styl życia w odrobinę dochodu – śmieją się dziewczyny. Tak powstała „imprezownia” - stodoła. Chciały uciec od stereotypowych skojarzeń, że jak stodoła, to koniecznie rustykalna, a jak rustykalna, to z biesiadnymi stołami zastawionymi wiejskim jadłem. Postawiły na nowoczesny projekt i niespotykane rozwiązania. Połowę desek zastąpił przezroczysty poliwęglan, a cegłę zestawiono z nowoczesnymi materiałami, przez co szybko straciła swoją rustykalność. Jest sporo metalu. No i beton na podłogach i ścianach – czyli wytłaczane w liście i koronkowy wzór płyty.
Pomysł na wnętrza przyszedł chyba z… nieba. Joasia w dzieciństwie zbierała obrazki ze świętymi. Teraz postanowiła, że każdy pokój będzie miał swojego patrona. I tak u świętego Franciszka rama łóżka przypomina gałęzie, a lampy – gniazda, w których żarówki mają kształt jaj. U świętego Krzysztofa pod sufitem wiszą samochodowe reflektory, siedziska są z opon, przy łóżkach leżą samochodowe dywaniki, w łazience króluje żółta i turkusowa blacha (dachowa) oraz lusterko samochodowe, i nawet gumowa podłoga ma charakterystyczny zapach opon. U świętego Floriana, patrona strażaków, krzesła zrobiono z parcianych pasów i to właśnie tu wisi domowa gaśnica. U świętej Teresy wszystko wygląda, jakby unosiło się w powietrzu: ściany pomalowane w chmury, a lampiony wyglądają jak odrealnione korale. Pokój patrona myśliwych, świętego Huberta, jest ciemnozielony, z malunkami jeleni i narzutami z motywem dzikich zwierząt. A u świętej Magdaleny zobaczycie koronki i… gołego faceta na drzwiach. Zwykły, bezosobowy hotel na pewno to nie jest.
Czasem Ania i Asia myślą, że je z tą imprezownią trochę poniosło, ale nie odpuszczają. Właśnie zaczęły planować drugą, mniejszą stodołę. W trakcie budowy jest bania. Jednym słowem, rozwija się babski biznes. Choć mężowie pomocy nie skąpią. Mąż Joasi, który „pracuje przy metalu”, zrobił do stodoły sporo mebli. A mąż Ani skończył psychologię. – Żeby nas na koniec z tego wszystkiego wyratować – śmieje się Ania. Ze stodoły nie chce im się wychodzić. Choć tuż obok mają swoje domy, rodzinne obiady i tak gotują w „stołówkowej” kuchni – kuchni świętego Jacka. Dla ścisłości, święty Jacek nie jest patronem kucharzy. Po prostu zjechało się tu kilku znajomych Jacków i zażądali swojego świętego pomieszczenia. Wolna była już tylko kuchnia.
Tekst: Michalina Kaczmarkiewicz
Stylizacja: Kaja Kowacz
Fotografie: Michał Skorupski
kontakt do właścicielek www.oczyszczalniamiejsce.pl