Wszyscy: człowiek, koń, mysikrólik czy kot, czują wiosną zew miłości. Mało kto kocha po cichu. Ludzie wyśpiewują serenady, nie zawsze znośne dla ucha. A zwierzęta?
Ptaki znane są z uroczych treli, choć i pośród nich są fałszerze dźwięków. Wystarczy posłuchać pawia. Jego uzdolnienia wokalne przypominają zgrzyt zatartego silnika. Jednak rzadko dzielimy życie z pawiami i nie musimy słuchać ich śpiewu. Inaczej ma się sprawa ze zwierzętami dużo bliżej związanymi z człowiekiem. Najgłośniejsze są koty. To nie ich wina, że natura dała im takie wokalne możliwości. Poza hodowcami kotów rasowych żaden koci opiekun nie powinien mieć z tym problemu.
Dlaczego? To proste. Każdy odpowiedzialny właściciel futrzaka poddaje go kastracji. Oczywiście w odpowiednim wieku, to znaczy zaraz po osiągnięciu dojrzałości płciowej. Rozpoznanie tego momentu nie sprawia trudności. W przypadku kocura trzeba poczekać na czas, gdy jego mocz zacznie śmierdzieć jak uczęszczana przez niekastrowane, wolno żyjące koty piwnica. Odkryjemy to podczas sprzątania kuwety. Jeśli kocur załatwia swoje potrzeby w ogrodzie, też nie będzie problemu, bo jego futerko nabierze samczego zapachu. Nie trzeba się obawiać, że oczekiwanie na tę chwilę sprawi, iż kocur „wyperfumuje” nam meble. Od momentu uzyskania dojrzałego zapachu do chęci znaczenia terenu mija kilka tygodni. Z kotkami jest trochę trudniej, bo trzeba przeżyć pierwszą ruję i wykastrować dopiero po jej zakończeniu. Choć wydaje się to nieprawdopodobne, ale nie wszyscy umieją rozpoznać ów stan u kotki.
Kilka lat temu zadzwoniła do mnie przerażona opiekunka kociej małolaty. Sprawa jest bardzo poważna – kotka ma uszkodzony kręgosłup i kłopoty z poruszaniem się. Zaleciłam rentgen i wyznaczyłam wizytę. Przyjechała cała rodzina z kotem zawiniętym w koc. Rozwijanie przypominało to z czasów starożytnych, gdy Kleopatra zaskoczyła Cezara, wyskakując ze zwoju dywanu. Była zakochana, a to usprawiedliwia wiele. Wprawdzie w moim gabinecie nie ujrzałam Kleopatry, ale jej koci, równie rozkochany odpowiednik. Koteczka rzuciła w moim kierunku powłóczyste spojrzenie, jęknęła zalotnie i zrobiła „rolkę” przez plecy. – No widzi pani, nie może chodzić – stwierdziła zrozpaczona opiekunka.
Odpowiedziałam, że gdyby miała szansę na randkę, popędziłaby jak chart. Z braku laku zalecała się do każdego. Nie bez powodu mawia się, że na bezrybiu i rak ryba. Gdy więc nasza kotka zacznie chodzić na ugiętych łapach, rolować się po dywanie i gruchać jak gołąbek, to znak, że ma ruję. Pierwsza trwa nawet do trzech tygodni, często z krótkimi przerwami. Nie należy wtedy poddawać zwierzęcia zabiegowi, bo jego krew dłużej wówczas krzepnie, i jest odporny na większość leków narkotycznych. Kiedy już zdecydujemy się na zabieg, uchroni on kotkę przed chorobami układu rozrodczego (nowotwory gruczołu mlekowego i jajników, ropomacicze i inne stany zapalne) i nieplanowaną ciążą, a nas przed kocimi popisami wokalnymi.
W czasach moich studiów mawiało się: „W marcu koty, w kwietniu psy, a w maju my”. To nie do końca prawda, bo koty i psy często zaczynają dużo wcześniej – nawet w lutym można zobaczyć psie, a usłyszeć kocie wesela. Co do ludzi, to nie zaobserwowano przerw w miłosnych rozgrywkach.
Psy, tak jak koty, są gotowe do rozrodu sezonowo. Psie gody nie są tak hałaśliwe jak kocie, jednak też przysparzają kłopotów. Zakochani psi panowie tracą słuch i zamiast reagować na wołanie opiekuna, wybierają ścieżkę miłości. Bardzo często gubią drogę do domu, a czasem tracą życie. Na przykład pod samochodem. Jest na to rada. Oczywiście kastracja. Tak jak w przypadku kotów, po uzyskaniu dojrzałości płciowej. Dotyczy to i suczek, i psów. Dzięki temu zmniejszymy populację bezdomnych zwierząt i ustrzeżemy naszych pupili przed wieloma groźnymi chorobami, a nawet przedwczesną śmiercią. Przypomina mi się pewne zdarzenie związane z psim romansem. Moja znajoma miała rodowodową jamniczkę z doskonałym pochodzeniem. Związek Kynologiczny nalegał, aby „wydała ją za mąż” i znalazła dobrze urodzonego kawalera. Koleżanka nie znała jednak psich tajemnic alkowy. Umówili się na randkę u „narzeczonego”. Byłam wtedy w gabinecie i odebrałam telefon od przerażonej opiekunki „panny młodej”. – Dorota, jedziemy! Stało się coś strasznego! Przyjechali i tak jak w przypadku kotki z „chorym kręgosłupem” przynieśli psy zawinięte w koc. – Co się stało? – zapytałam, a oni, milcząc, rozwinęli koc. Dwa jamniki trwały w miłosnym uścisku. – Nie mogą się rozdzielić! – łkała zrozpaczona znajoma.
Tak, psia miłość wygląda trochę inaczej niż ludzka czy małpia. Psi narząd rozrodczy jest tak zbudowany, że podczas aktu płciowego nie może opuścić ciała wybranki. Trzeba poczekać, a po chwili wszystko wróci do normy, co stało się i w tamtym przypadku. Ja jednak wolałabym, aby nie rozmnażać psów, dopóki nie uporamy się z problemem bezdomności.
Fotografie: Biosphoto/mak-agency.com, shutterstock.com
Dorota Sumińska - doktor weterynarii, pisze książki, prowadzi audycje radiowe i telewizyjne o zwierzętach