Pod względem atrakcji dla najmłodszych Wielkanoc może spokojnie konkurować z Bożym Narodzeniem. Powodów jest cała lista.
Po pierwsze – ozdabianie pisanek. Kto choć raz nie ubabrał się farbami po łokcie, usiłując wymalować na jajku coś mającego zachwycić rodziców i sprawić, że reszta potomstwa zzielenieje z zazdrości, ten nie wie, co to dzieciństwo. Żelazna zasada jest taka, że im więcej osób maluje, tym większy bałagan i lepsza zabawa. Można pokusić się o „magiczne” eksperymenty z bardziej wyrafinowanymi sposobami ozdabiania pisanek. Gwarantuję, że gotowanie jaj w łuskach cebuli (patrz str. 36), malowanie woskiem czy oklejanie wełną potrafią sprawić dużo więcej radości niż jakieś prozaiczne wieszanie bombek na choince. Drugą obowiązkową atrakcją Wielkanocy jest święcone i wszystko, co z nim związane: wybieranie koszyka i serwety, układanie poszczególnych elementów i ozdób (tu większość dzieci wykazuje się zacięciem godnym profesjonalnych stylistów), tryumfalny spacer do kościoła, aż wreszcie… szczegółowa lustracja cudzych koszy i wyciąganie estetycznych wniosków na przyszły rok.
Główną przyjemnością Wielkiej Niedzieli jest rzecz jasna uroczyste śniadanie, wzbogacone o konkurs stukania się pisankami. Każdy z biesiadników wybiera jedno jajko i stuka się nim z innymi, aż do wgniecenia skorupki. Wygrywa ten, czyja pisanka wyjdzie z tej bitwy bez szwanku. Wiadomo jednak, że żadne jajo, nawet najpiękniej pomalowane, nie może konkurować z szaleństwem śmigusa-dyngusa. Nawet największe nieletnie śpiochy zrywają się tego dnia o pierwszym brzasku, byle tylko spryskać nieszczęsną rodzinę jeszcze w pościeli. Potem dochodzi do prawdziwych wodnych bitew przy użyciu wiader i pistoletów wodnych. Czajenie się, piski, szalone gonitwy i regularne wycieczki do kranu trwają (tak przynajmniej nakazuje tradycja) aż do południa. Tyle jeśli chodzi o Polskę.
W innych krajach nie mają zielonego pojęcia o śmigusowym ubawie i święconce, ale i tam dzieci nie nudzą się w Wielkanoc jak mopsy. I w Europie, i w Ameryce trwa wtedy wielkie poszukiwanie pisanek lub czekoladowych jaj oraz innych słodkości, pochowanych przez (oficjalna wersja) wielkanocnego zajączka oraz (nieoficjalnie) rodziców w różnych zakamarkach domu i ogrodu. Zajączkowi zdarza się zresztą robić konkurencję świętemu Mikołajowi i oprócz słodyczy wręczać dzieciom drobne upominki. W Anglii można jeszcze wziąć udział w zawodach turlania pisanek, a w USA całą rodziną oglądać wielkanocne parady – w tym najbardziej spektakularną Easter Parade na Piątej Alei w Nowym Jorku. Maluchy lubiące przebieranki najlepiej będą bawić się w Szwecji. Tam bowiem, zgodnie ze starą (pogańską – jak większość zwyczajów wielkanocnych!) tradycją, dzieci składają sąsiedzkie wizyty przebrane za... wiedźmy. Każda z nich ma na podorędziu własnoręcznie przygotowane świąteczne laurki, które wręcza gospodarzom. W zamian za słodycze oczywiście.
Fotografie: GAP Photos/Medium, shutterstock.com