Każdy kamień, każdy fragment tego gospodarstwa krzyczał: „Czekaliśmy na ciebie, zrób coś z nami!” – opowiada tancerz i choreograf Piotr Galiński. Złożył więc domowi obietnicę, że jeszcze zatętni tu życie.
Zawsze wiedział, że chce mieszkać na wsi – najlepiej w tradycyjnej mazurskiej chałupie z czerwonej cegły. Szukał jej jednak niespiesznie, były ważniejsze sprawy. Aż do chwili, gdy przyjaciele postanowili sprzedać swoje wiejskie siedlisko na Warmii. Zdecydował się natychmiast. I wtedy zaczęły się schody.
Słowo się rzekło
Bo jak tu się cieszyć z nowego domu, gdy do zamieszkania nadaje się tylko jeden pokoik na poddaszu, a reszta jest w ruinie? Po strychu fruwają szpaki, przez szpary w dachu można podglądać młode w gniazdach. Tylko obora, mimo zniszczenia, wciąż wyglądała pięknie. Dziś trudno sobie wyobrazić, ile pracy włożył w swoje wymarzone gospodarstwo. Dziesięć lat życia. Choć miewał chwile zwątpienia, myślał: „Chłopie, co ty robisz! Masz mieszkanie w Olsztynie, pracę w mieście, a chcesz się przenieść na wieś?”. Wtedy pomógł jakiś artykuł w gazecie, o ludziach, którzy zamieszkali w zrujnowanym wiejskim siedlisku i krok po kroku przywrócili mu blask. Wiedział już, że tak można, że nie jest sam.
Teraz stojący w pięknym ogrodzie dom z ukwieconym gankiem, zwieńczonym wymownym kogucikiem na dachu, wygląda jak z bajki. Po podwórzu kręcą się psy, na ławce nad stawem wyleguje się Pola – pręgowana kotka, która jest tu od zawsze. Pod nogami przemyka Miluś z nastroszoną małżonką. Miluś to wybitnie towarzyski kogut rasy cochin, ceniący sobie towarzystwo i głaskanie. Gospodarstwo tętni życiem. Bo Piotr Galiński przyrzeczenia dotrzymał. Są konie, dwie kozy, kury – te ostatnie to prawdziwe arystokratki. – Na początku nie myślałem o hodowli drobiu ozdobnego – śmieje się gospodarz. – Jak zwykle w moim życiu zadecydował przypadek. Gdzie na wsi można kupić kury? W punkcie hodowli drobiu. Tylko że tam były wyłącznie nioski. A gdzie kogut? Co to za gospodarstwo bez koguta! Stojąca za mną kobiecina zaproponowała wymianę – ona da mi koguta, a ja odstąpię jej kilka niosek, bo dla niej nie wystarczyło. Dobiliśmy targu.
Pojechaliśmy do niej, a tam po podwórku biegały przepiękne, kolorowe, miniaturowe kurki. Wtedy narodziła się moja pasja, a teraz hoduję cochiny i kury zielononóżki – najstarszą, tradycyjną polską rasę. Kury mają tu dobrze, jak w domu. Raz się zdarzyło, że jedna z opierzonych rezydentek złamała nogę. Ponieważ gospodarze nie jadają swoich pupilek, postanowili kurę ratować. Jakież było zdumienie weterynarza, kiedy do leczenia przywieziono mu gdaczącą pacjentkę. Na szczęście i nogę, i kurę udało się uratować.
Dusza w kuchni
Dom jest niewielki, ale bardzo przytulny. Na dole Piotr urządził salon, hol łączący go z kuchnią, sypialnię i łazienkę. Na piętrze pokoje dla gości (w tym ten jedyny, nadający się kiedyś do mieszkania). Starał się zachować jak najwięcej ze starego siedliska i widać, że remontował go z szacunkiem dla tego, co zastane. Większość prac wykonał własnoręcznie. Pomogli trochę przyjaciele i rodzina. Kuchnia to centrum domu.
– Przypomina tę z dzieciństwa. W babcinej, też królowały przetwory. Każdy słoiczek przykryty był białą serwetką, rodzina gromadziła się przy drewnianym stole, a wszędzie rozchodził się zapach rosołu. Taką właśnie atmosferę chciałem stworzyć u siebie. Gotowanie to moja pasja, a dom jest tam, gdzie rano pachnie jajecznica. Rzeczywiście, kuchnia wita gości zapachem smakowitych potraw i przytulną atmosferą. Dzięki jaskrawym niebieskościom i zieleniom jest tu zawsze ciepło i kolorowo, nawet jesienią i wczesną wiosną, gdy na zewnątrz szaro. Pośrodku stoi drewniany stół, kupiony we wsi pod Giżyckiem za 20 zł i tym samym ocalony przed spaleniem. Nad nim mazurskie nosidło do wody, pełniące obecnie funkcję... świecznika. Na wsi czasem brakuje prądu i świeczki bardzo się przydają. Wiejski charakter kuchni podkreśla kolekcja glinianych naczyń, drewnianych łyżek i zioła suszące się pod masywnymi belkami stropowymi.
Pokój „Pod aniołami”
W salonie najważniejsze są anioły. Kolekcjonowanie ich figur i obrazów to kolejna pasja Piotra. Najdroższy jego sercu jest złocony barokowy cherubinek – prezent od przyjaciółki sprzed lat. Drugi, niezwykle cenny, to anioł po przejściach. Gospodarz znalazł go na kupie gruzu, oczyścił i docenił – czuwa nad domem i jego mieszkańcami. Salonik jest przytulny i ciepły również za sprawą ognia płonącego w kominku, nasyconych barw i starych mebli wyszukiwanych po okolicznych wsiach i miasteczkach. To nie jest miejsce, w którym czuje się potrzebę biegu i pogoni za czasem. Ten dom sprzyja wyciszeniu i po prostu dobremu życiu.
Tekst: Joanna Włodarska
Fotografie: Rafał Lipski