Madonna stała u córki w szkole. Kiedy dzieci niechcący rozbiły posąg, Viola i Marek posklejali go i postawili u siebie na werandzie. Od tej pory mają murowaną pogodę w każde wakacje.
Ludzie gadali, że poprzedni gospodarze ukryli tu złoto. Żeby je znaleźć, okoliczni mieszkańcy przekopali całe siedlisko. Z domu powyrywali okna, drzwi, zniszczyli podłogę, stropy. Rozebrali piec i zaśmiecili studnię. Kiepsko to wyglądało. A jednak Viola i Marek je kupili. Dlaczego? Wtedy mieli działkę i szukali tylko jakiegoś starego domu do przeniesienia. Objeżdżali okolicę. Ktoś powiedział, nie, do Skarżyna nawet zajeżdżać nie warto. Wszystko zrujnowane. Ale skoro już tu są, to chyba jednak warto, pomyślała Viola. Wjechali na wzgórze. Wszystko było zarośnięte chaszczami, więc nic nie było widać. Ale kiedy Viola wysiadła z samochodu i się rozejrzała, nie było już odwrotu. Rosnąca pośrodku podwórka wielka akacja podziałała na jej wyobraźnię. Zobaczyła, jak wspaniale może tu być.
Pierwsza majówka
Po zerwaniu pomalowanej na pomarańczowo dykty, którą obite były ściany, pokazały się zdrowe stuletnie bale drewniane. I to był dobry początek, ale przed nimi pracy było o wiele więcej. – Wszyscy patrzyli na nas z niedowierzaniem. Jedynie wiara w moją wyobraźnię dawała mi nadzieję, że coś z tego będzie – opowiada Viola. No i było. Już na pierwszej majówce. Na stoły pod kwitnącą akacją położyła koronkowe obrusy. Postawiła chabry w słoikach, a obok wiejskie jedzenie. Wędzone szynki, żurek w domowych chlebkach robiony na szynkowym wywarze, smalec własnej roboty w kamionkowych garnkach, wędliny i mięsa w dzieżach, wina z etykietami zrobionymi specjalnie na tę okoliczność. Wszyscy oniemieli. – To było wspaniałe. Wieś dała nam wszystko, co najlepsze – wspomina Viola. Takie majówki stały się już tradycją.
Po 10 latach urzędowania w Skarżynie Viola i Marek stworzyli piękny zakątek. On gipsował, łatał, ona malowała. – Czasem obmyślam sposób, żeby zrobić w domu coś ładnego i taniego. A kiedy dzielę się pomysłem z mężem, on mówi, że tego zrobić się nie da – śmieje się Viola. – Na szczęście jest tu pan Andrzej, złota rączka. Pomyśli, postuka, pokręci i okazuje się, że wszystko się da.
Mała Prowansja
Powstała taka mała Prowansja, w której Viola kiedyś się zakochała. Udało się dzięki ciężkiej pracy i życzliwości sąsiadów. Im mniej Viola i Marek mieli, tym bardziej im pomagali. Gdyby byli bogaci i się z tym obnosili, wbrew pozorom byłoby im dużo trudniej. A tak, oprócz słów wsparcia, dostawali receptury na wędzenie szynek, żurek, zupę grzybową. Nalewek i pieczenia chleba też nauczyli się tutaj. – To dziwne, bo choć ludzie znali przepisy na tak wspaniałe rzeczy, w ogóle ich nie robili – mówi Viola. – Potem, gdy my zaczęliśmy, oni chcieli je od nas kupować. Teraz już sami wędzą mięso, robią kiełbasy, pieką chleb.
Na razie Skarżyn jest ich domem letniskowym, ale myślą o tym, by, gdy córka skończy studia, przenieść się tu na stałe. Viola i tak na Podlasiu spędza prawie cały rok, a Marek wpada na weekendy. Jest naukowcem i na razie pracuje w Warszawie. Teraz nad laserami. Jednak są już tu wystarczająco długo, by czuć się jak u siebie w domu. – Wtopiliśmy się w wieś, lubią nas tutaj. Żyjemy zgodnie z porami roku, bo tak jest łatwiej i zdrowiej.
Kiedyś zapragnęli mieć konia. Ale żeby miało to jakiś sens, trzeba na nim jeździć. Córkę wysłali na obóz jazdy konnej, a sami u sąsiada zgłębiali tajniki hipiki. Kiedy Agata wróciła, zrobili jej niespodziankę i przywitali ją na wierzchowcach. Od tamtej pory organizują całodzienne rajdy konne, które kończą się wielkim grillowaniem.
Wiejskie wesele jak z "Pana Tadeusza"
Kiedyś Viola zorganizowała znajomym artystom z Warszawy wesele. Było bardzo romantycznie. Przyjechało 100 osób. Panie w stylowych sukniach, panowie w żupanach. Wszyscy zasiedli przy białych stołach pod kwitnącą akacją. Wyglądało to bajkowo. Światło dawały pochodnie wbite dookoła stołów i świeczuszki w słoiczkach z wytłoczoną truskawką. Przy grillu leżały dechy do tańca, a nad nimi wisiały żyrandole z pergaminowymi abażurami. Podano pieczone prosię, szynki, kiełbasy, wino i mocniejsze trunki. I krwistoczerwone truskawki, bo wtedy był na nie sezon. Jednym słowem wszystko, czym chata bogata. Przyjęcie niemal jak z „Pana Tadeusza”.
Na wsi niby jest spokojnie, a jednak cały czas coś się dzieje. Ostatnio Viola na swoje imieniny dostała najwspanialszy w życiu prezent. Po 10 latach poszukiwań znaleźli na terenie swojego siedliska prawdziwą źródlaną wodę! Studnia głębinowa już działa. Woda jest krystalicznie czysta, zdrowa. To prawdziwy skarb. Cenniejszy nawet niż złoto. I jak tu się nie cieszyć.
Tekst: Ewa Orłoś
Fotografie: Joanna Siedlar
Zobacz także: Ucieczka od zgiełku.