Przed oknami kuchni w dawnych dworkach sadzono leszczyny, żeby odstraszyć meszki i komary. Nie ma nic bardziej błędnego od tego dworskiego zabobonu – owady, a także poeci i leśne zwierzęta za leszczyną przepadają.
W ogrodzie urodą przyćmi leszczynę niejedna roślina, jednak nie dajmy się zwieść pozorom. Nie minie rok, a docenimy również piękno tego krzewu, zwłaszcza że, poza pospolitą odmianą, możemy wybrać również wyhodowane specjalnie dla koneserów leszczyny ozdobne o purpurowych, złocistych lub postrzępionych liściach oraz poskręcanych malowniczo pędach, które zimą są wspaniałą ozdobą, zwłaszcza gdy zastygnie na nich błyszcząca, koronkowa szadź.
Najpopularniejsze z nich to czerwonolistna Fuscorubra, wysoka, złocistożółta jesienią Colurna o kremowoszarej korze oraz Contorta z filuternie pogiętymi gałązkami i pomarszczonymi listkami. Można też zasadzić leszczynę południową (Corylus maxima). Jej odmiana Purpurea do późnej jesieni zachwyca intensywnie ciemnoczerwonymi liśćmi i owocami w ciemnoróżowej skorupce.
Jednak nawet ta pospolita Corylus Avellana zaskakuje – pierwszymi kwiatami. Żółte zwisające kotki są chyba najwcześniejszymi zwiastunami wiosny, bo pojawiają się już w styczniu. Obsypane pyłkiem wabią budzące się ze snu pszczoły, które dzięki nim zaspokajają głód na przednówku. W jakim miejscu leszczyna będzie wyglądała najlepiej? Raczej nie w pobliżu okna, skoro i tak nie odpędza komarów; może za to zasłonić widok. Doskonale nadaje się na szpalery przy alejach – wzorem antycznym – gęste liście osłonią też ogród przed ciekawskimi. Możemy ją też sadzić w pobliżu żywopłotów – stanie się naturalnym łącznikiem ogrodu z otaczającym dom krajobrazem. No i na pewno zaprosi nam leśnych gości – łanie i jelenie.
Trzeba tylko pamiętać, że na żyznym podłożu krzewy znacznie lepiej owocują, a odmiany o kolorowych liściach lepiej wybarwiają się w pełnym słońcu. Jest rośliną wytrzymałą i wyjątkowo tolerancyjną, a jej owoce zawierają sporo witamin C, B i E, a także żelaza, magnezu, cynku, potasu, fosforu oraz miedzi – dlatego pomagają zwalczyć anemię, nerwice, ułatwiają zasypianie. Codziennie powinni je chrupać i przepracowani biznesmeni, i ich zmęczone nauką latorośle.
W starożytności tę jedną z najwcześniej udomowionych przez ogrodników roślin uważano za afrodyzjak – orzechy miały wzmagać pożądanie i potencję. Sam Wergiliusz wolał je od winogron, mirtu i wawrzynów. Rosły więc leszczyny na przykład przy drogach, by każdy maszerujący nią legionista mógł zerwać owoc i zregenerować nadwątlone siły.
Szpalery leszczyn porastających okolice słynnej Via Appia w Rzymie chwalił w XV wieku papież Pius II – twierdził, że mieszkają w nich nimfy i muzy, a drzewa inspirują poetów. W ich magiczną moc wierzyli również Celtowie. Miała ponoć chronić przed jadowitymi ukąszeniami i wampirami (stąd pewnie wiara w moc odpędzania krwiożerczych komarów).
Dziś wiemy, że zamiast boginek, których nikt nigdy nie widział, między gałązkami mieszkają rozmaite żuki i pająki, a także, niestety, kleszcze. Latem wśród gęstych liści buszują w poszukiwaniu pożywienia ptaki, które śpiewają nie tylko poetom, a jeśli nadarzy się okazja, podkradają się sarny, bo leszczynowe gałązki są ich wielkim przysmakiem. Jesienią zaś wyprawy po orzechy urządzają gromadzące akurat zimowe zapasy wiewiórki.
Tekst: Joanna Halena
Fotografie: Anna Słomczyńska, archiwum, Krośnieńskie Huty Szkła, shutterstock.com