Kiedy nowicjusz wybiera się na spacer, aby poobserwować zwierzaki, może być zawiedziony. Najwyżej usłyszy stukanie dzięcioła, a gdzie podziały się sarny, zające czy żaby? Są i niejedne oczy obserwują nasze desperackie poszukiwania.
– Absolutnym mistrzem kamuflażu jest gronostaj – wyjaśnia bloger Leśniczy Jarek, w realnym świecie Jarosław Szałata, szef 2,5 tys. hektarów lasu leśnictwa Pszczew w zachodniej Polsce. – Latem, kiedy ten zwierzak, coś pomiędzy tchórzem a łasicą, biega po ściółce leśnej, jego futerko ma kolor brązowy, ale zimą jest białe jak śnieg. Jedynie koniec ogonka, niezależnie od pory roku, pozostaje czarny.
Podobnie przystosował się do chłodnej aury zając bielak. Kiedy podglądamy go latem, zastanawiamy się, skąd nazwa, skoro jest szarobrązowy. Z kolei popularny szarak (tu nazwa i kolor są jak najbardziej adekwatne) ma inną umiejętność. – Kiedy jest naprawdę zimno, oszczędza energię i nie ucieka od razu przed intruzem. Potrafi zrobić się płaski jak naleśnik, tylko oko widać – opowiada leśniczy. Nawet popularna leśna sarna ułatwia sobie życie. Teraz ma „suknię” podbitą szaroczarnym futerkiem. Za pół roku już jako rudoceglasta gracja wtopi się w letni las.
Dla Jarka w klasie mistrzowskiej, jeśli chodzi o plagiat, znalazłaby się kukułka. – Nie wychowuje swoich młodych, tylko podrzuca jajko. Ta, która na zastępczych rodziców wybierze drobnego trzciniaka, sprezentuje mu oliwkowozielone jajo w brązowe kropki. Inna, jeśli trzeba, zniesie białe albo niebieskie. Przybrany rodzic nie zorientuje się, jakiego gagatka wysiaduje!
Absolutnie genialny jest bąk, ptak podobny trochę do czapli, ale z ubarwieniem przypominającym sowę. – Jego domem są trzciny. W momencie zagrożenia staje, wypręża się i kołysze wraz z roślinami falującymi na wietrze! Gdy usłyszymy nad wodą głos taki, jakby ktoś dmuchał w butelkę z odrobiną wody na dnie, wiadomo, że bąk jest gdzieś w okolicy, tylko gdzie – zastanawia się leśniczy.
Jeśli wydaje nam się, że bez kłopotu podpatrzymy życie jaskrawych warchlaków dzika, jesteśmy w błędzie. – Maluchy rodzą się wiosną i proszę sobie wyobrazić, jak pasiaste leżą na dnie lasu, w plamach słońca prześwitujących przez drzewa. Można na nie nieopatrznie nadepnąć! No chyba że matka wcześniej wkroczy do akcji.
Nie sposób wypatrzyć sowę, kiedy w dzień drzemie na gałęzi. Natomiast, gdy żeruje nocą, nie sposób jej usłyszeć. Dlatego spotkanie chociażby puszczyka to coś. – Ptaki te mają specyficzną budowę piór, z takimi zadziorkami, więc latają bezszelestnie – opowiada Leśniczy Jarek. – Kiedyś siedziałem wieczorem w lesie, przyczajony z aparatem na jakieś zwierzę. W pewnym momencie sowa usiadła mi na ręku. Pamiętam ten zimny uścisk szponów.
Ale obydwoje byliśmy zdziwieni.
Tekst: Beata Woźniak
Zdjęcia: Naturepl/Be&W, Miden Pictures/Flash Press Media
Więcej o życiu lasu i pracy Leśniczego Jarka przeczytamy na stronach www.bloglesniczego.erys.pl