W moim gabinecie nie stosuję homeopatii. Sama jednak, gdy czuję, że dopada mnie choróbsko, nieraz biorę homeopaty i od razu mi lepiej.
Nie mam pojęcia, dlaczego, bo rozcieńczenie danej substancji w efekcie daje wielkie NIC. Naukowych dowodów potwierdzających działanie homeopatii brak, nie mogę więc jej polecać. Stoi ona na granicy prawa i, choć nie jest zakazana, lekarze akademiccy są do niej wrogo nastawieni. Ale...
Znam przypadki działania leków homeopatycznych u zwierząt. Były to preparaty poprawiające gojenie się ran pourazowych. Dlatego każdemu, kto pyta o stosowanie homeopatii, mówię: nic nie stoi na przeszkodzie. Są to chyba jedyne preparaty niedające efektów ubocznych i nikomu nie zaszkodzą.
Chociaż medycyna konwencjonalna nie dopuszcza homeopatii do swojego kręgu, w aptekach i hurtowniach weterynaryjnych znajdziemy arsenał leków homeopatycznych. Stosowanie ich w niegroźnych schorzeniach nie powinno nikogo niepokoić. Natomiast przy niebezpiecznych dla życia chorobach homeopatia nie może być jedyną terapią. Dotyczy to i ludzi, i zwierząt.
O homeopatii napisano grube tomy. W skrócie: wykorzystuje ona naturalną zdolność organizmu do obrony. W 1796 roku niemiecki lekarz Samuel Hahnemann zastosował metodę „podobne lecz podobnym”. Zaobserwował, że duże dawki chininy powodują objawy podobne do malarii. Wysnuł z tego wniosek, że w przypadkach innych dolegliwości może być tak samo i nazwał to „prawem podobieństw”. Uznał, że pewne substancje, wywołujące u zdrowych osobników objawy podobne do danej choroby, wyleczą chorego o takich samych objawach.
Leki homeopatyczne przygotowuje się poprzez sukcesywne rozcieńczanie tych substancji, aż do momentu, gdy wykrycie ich w roztworze jest bardzo trudne, a nawet niemożliwe. Homeopaci bazują na magicznym pojęciu „pamięci wody” (ma powodować trwałe zmiany roztworu, w którym była rozpuszczana substancja lecznicza; nie potwierdzają tego jednak badania). Tak czy siak są tacy, którym ten rodzaj leków przynosi ulgę.
W przypadku ludzi efekt terapeutyczny rodzi podejrzenia efektu placebo. Jak wiemy – wiara czyni cuda. Jeśli pacjent jest przekonany o skuteczności leku, nawet cukier puder może mieć zbawczą moc. Co jednak ze zwierzętami? Jak wytłumaczyć skuteczność leku? Trzeba spojrzeć na pacjenta jako całość. A tą całością jest pan i jego ukochany zwierzak. Często emocje, które ich wiążą, są tak silne, że zwierzę czuje optymizm człowieka i samo zaczyna go szukać w sobie.
Z drugiej strony myślę, że zdarzają się homeopatyczne preparaty o pewnej skuteczności. Jak choćby oscillococcinum, które sama łykam. Mam tylko prośbę do opiekunów psów i kotów – jeśli wierzycie w skuteczność homeopatycznych leków, stosujcie je równolegle z konwencjonalną terapią. Oczywiście zaleconą przez lekarza weterynarii.
Bez skrajności
Weterynarzem homeopatą jest dr Beata Bałucińska z warszawskiego gabinetu Meridian. Według niej kuracje homeopatyczne sprawdzają się przy schorzeniach przewlekłych: kaszlu, infekcjach, problemach pokarmowych czy stresie.
– Ale raczej nie stosuję homeopatii solo. Nie odrzucam medycyny konwencjonalnej. Uważam, że jeśli umiejętnie połączy się jedno z drugim, efekty są najlepsze. Nigdy nie stawiam na jeden sposób leczenia. W ogóle jestem przeciwniczką skrajności. Każde leczenie, także homeopatyczne, wymaga zawsze dokładnej diagnostyki. Pacjenci pani doktor (a raczej ich właściciele) wiedzą, że w tym gabinecie stosuje się metody niekonwencjonalne – homeopatię i akupunkturę – sami więc o nie proszą. Choć homeopatia od jakiegoś czasu ma u nas czarny PR.
Programy telewizyjne, artykuły w gazetach robią swoje – nie ma już w sprzedaży weterynaryjnych leków homeopatycznych. Doktor Bałucińska korzysta więc z tych dla ludzi, a jeśli ktoś jest zdeterminowany, może sprowadzić preparaty dla zwierząt z Niemiec. W Polsce na studiach weterynaryjnych homeopatii się nie uczy – lekarka skończyła kursy na uniwersytecie w Wiedniu, gdzie jest to normalny przedmiot.
Parę lat temu również warszawska akademia medyczna (wydział farmacji) zorganizowała szkolenie, które prowadzili lekarze francuscy. – Wiele osób ma wątpliwości, czy to działa, ja uważam, że tak. Widzę to po pacjentach. Ale twardych dowodów nie ma, to metoda empiryczna. A nawet jeśli leczenie jest skuteczne, często padają argumenty, że to dzięki efektowi placebo. Niechby nawet – co w tym złego? Chodzi przecież o to, by pomogło. W przypadku zwierząt akurat o placebo mówić nie powinniśmy. Przecież kot czy pies nie nastawiają się psychicznie na poprawę, nie mają, łykając pigułkę, głębokiej wiary w to, że im pomoże.
Wysłuchała: JD
Zdjęcia: Getty Images/Flash Press Media