Gdy ktoś nas zapyta, gdzie chcielibyśmy spędzić karnawał, zapewne wymienimy jednym tchem: Rio, Wenecję, Nowy Orlean i londyńskie Notting Hill. I słusznie, bo to śmietanka światowych karnawałów, a na dodatek każdy z nich słynie z innej atmosfery.
W Rio – wiadomo – królują samba, pióra, cekiny i golizna. Przez bite cztery dni rywalizują ze sobą najlepsze szkoły tańca z całej Brazylii. Tancerze z każdej wywijają nogami na własnej, kompletnie „odjechanej” platformie (20-metrowy tygrys czy King Kong trzymający w objęciach wieżowiec nikogo już nie dziwią), a obowiązkowym punktem programu są piękne panie w kostiumach równie skąpych, co fantazyjnych. Kto od dzikich wygibasów woli nieco bardziej stonowane szaleństwa, ten pewnie marzy o Wenecji. W tamtejszym karnawale chodzi raczej o zasłanianie niż obnażanie. Tajemnicze maski, uroczysty pochód ulicami miasta i dziesięciodniowy korowód imprez, koncertów i balów…
A jednak współczesne obchody to zaledwie cień dawnego karnawału, który ciągnął się miesiącami i w którym można było sobie pozwolić nawet na największe bezeceństwa, jeśli tylko założyło się maskę. Znikały podziały, wszystko było dozwolone, a zamaskowani nie odpowiadali za wybryki alter ego, rozrabiali więc na całego… aż do 1797 roku. Wtedy bowiem Wenecję zdobył Napoleon i zdelegalizował karnawał jako „szczyt niemoralności”. Imprezę przywrócono dopiero w 1979 roku, lecz w grzeczniejszej formie. Dla miłośników jazzu, dobrego jedzenia i… nagich biustów najlepszą opcją jest karnawał w Nowym Orleanie. Tu, jak w Rio, mamy podstawowy zestaw: tańce, pochód, fantazyjne platformy, głośna muzyka. Ale w bonusie dostaje się słynne na całym świecie restauracje i bary Nowego Orleanu, Królewskie Ciasto – cynamonowy zawijas z lukrem i ukrytą gdzieś w środku figurką Jezuska (kto go znajdzie, ten kupuje następne ciasto) oraz miliony sznurów korali rzucanych z platform w roztańczony tłum. Na najbardziej okazałe paciorki mogą liczyć piękne panie. Szczególnie jeżeli obnażą piersi, co też czynią bez większego zażenowania.
Najmłodszy z tej „wielkiej czwórki” jest karnawał w londyńskim Notting Hill – zorganizowany po raz pierwszy w 1964 roku przez zamieszkujących tę biedną wówczas dzielnicę emigrantów z Trynidadu i Tobago. To, co zaczęło się jako skromna replika karnawałów karaibskich, tępiona przez nadgorliwą policję, dziś jest ogromnym wydarzeniem z ponad milionem uczestników, trasą o długości prawie 6 kilometrów, 70 ruchomymi platformami (na każdej jedzie DJ grający inną muzykę), 45 scenami i wyborami miss oraz mistera karnawału. Zabawa trwa od południa do 20, potem imprezowicze ruszają do pobliskich klubów i barów. Są jednak śmiałkowie, którzy wolą bardziej nietypowe doznania. Oni też mają z czego wybierać. Może pojadą do Nadrenii Północnej-Westfalii, gdzie w tłusty czwartek, punktualnie o 11.11, kilkanaście tysięcy dziwacznie wystrojonych i uzbrojonych w nożyce pań wedrze się do ratuszy tamtejszych miast, by poobcinać krawaty urzędnikom na znak przejęcia władzy. Pozostali panowie także nie mogą się tego dnia czuć bezpiecznie – horda rozbawionych kobiet będzie do późnej nocy przetaczać się z baru do baru, obcinając krawaty i całując, kogo popadnie. Katastrofalne skutki dla garderoby obu płci może mieć karnawał we włoskim mieście Ivrea, gdzie kilkanaście tysięcy imprezowiczów stacza bitwę na… pomarańcze.
Tym, którzy nie mogą się doczekać Wielkanocy, warto polecić Wenezuelę. Tamtejszy karnawał to niezły trening przed lanym poniedziałkiem: wszyscy oblewają się na potęgę i żaden przechodzień ani turysta nie jest bezpieczny. Na szczęście o wiele tam cieplej niż u nas w marcu, więc nie każdemu grozi zapalenie oskrzeli. Jednak najbardziej ekstremalne świętowanie ma miejsce w Peru. Owszem, są tańce, pochody i kolorowe kostiumy, jest oblewanie wodą i ścinanie unhsa – drzewa udekorowanego wstążkami, słodyczami, butelkami z alkoholem, zabawkami i innymi nagrodami (porywanymi przez tłum, kiedy tylko drzewo padnie). Ale peruwiański karnawał słynie głównie z… przemocy. Tradycyjne zabawy uliczne często przeradzają się w poważne mordobicie, rabowanie sklepów i niszczenie wszystkiego, co stanie na drodze rozochoconego tłumu. W karnawale liczba napadów i kradzieży wzrasta tak dramatycznie, że rząd ustanowił specjalne prawo, na mocy którego karnawałowi przestępcy muszą liczyć się z bardziej surowymi niż w innych porach roku wyrokami.
Tekst: Weronika Kowalkowska
Fotografie: Fotochannels, Getty Images/Fpm, Zenon Żyburtowicz/East News, Michał Kość/Reporter, Sergio Moraes/Reuters/Forum, Andrzej Sidor/Forum, shutterstock.com, Wikipedia