Do natury ciągnie nas o każdej porze roku. W góry, do lasu, na wieś, najlepiej zabitej dechami.
Spacery, gonitwy, pieczenie jabłek w ognisku, relaks przy aromatycznej kawie na werandzie… To nic, że wokół łyse badyle, gałązki niemrawe, bezlistne, zszarzała trawa, bo przecież śnieg niedawno stopniał. W tej niekonkretnej porze, ni zimowej (bo ciągle mroźno i ponuro), ni wiosennej (bo już zaciąga cieplejszym wiaterkiem i ptak się jakiś odezwie), trzeba się zabezpieczyć na każdy wypadek: mieć czym się otulić, gdy zawieje i zmrozi, mieć co zdjąć, gdy nagle słońce przygrzeje.
W grę wchodzą więc wszelkie ocieplacze. Ale już nie grube puchówki, kożuchy i futra. Czas na konkrety minął. Teraz puchowo i futrzaście może być tylko w dodatkach.
Przedwiosenną garderobę tworzy układanka z poszczególnych warstw: na sweterki kolejne swetry, swetrzyska i polary, na to kamizele i bezrękawniki, narękawki i rękawiczki, grube skarpety i getry. No i zawoje z ciepłych puszystych szali. Klasyczne włóczkowe wzory wyrabiane na drutach czy szydełkiem, babcine gwiazdki, tyrolskie szlaczki z serduszek, śnieżynek i rombów ocieplają prawie tak samo jak podbite futerkiem czy mięciutkim polarem czapy i szale.
Temperaturę podnoszą też barwy. O tej porze roku są jak witaminy. Bo na przednówku biednie na ziemi we wszystko, również w kolory. Więc wszelkie zimowe szarobure „maskujące” przed mrozem zawijacze-ocieplacze potrzebują barwnych dopalaczy. Ich na szczęście nie da się przedawkować.
Tekst i stylizacja: Michalina Kaczmarkiewicz
Fotografie: Karolina Migurska (współpraca Krzysztof Migurski)
Modele: Agnieszka Śliwa, Karolinka Juroszek, Szymon Przybyłka
Dziękujemy Katarzynie Ruckiej-Ryś z Muzeum na Grapie w Jaworzynce (www.nagrapie.beskidy.pl) za udostępnienie miejsca i pomoc w przygotowaniu sesji