Najmocniejsze łuki, najtrwalsze kościoły i najskuteczniejsza… trucizna. Cis był chyba jedynym drzewem, przed którym ludzie czuli respekt.
Co łączy łuk – narodową broń Anglików – z niecenzuralnym pokazaniem środkowego palca prawej ręki? Odpowiedź brzmi: cis. Ale po kolei.
Angielskie palce
Oglądałam ostatnio film „Braveheart” i podziwiałam pełne werwy sceny bitewne, zwłaszcza słynne łuki – średniowieczne katiusze – dzięki którym angielska armia uchodziła za niezwyciężoną. Dwumetrowy oręż wynaleźli Walijczycy; był idealny do polowania na dzikiego zwierza, potem okazał się nieocenionym sprzymierzeńcem w walce z wrogiem. Łuki robiono z drewna cisów – ciężkiego, twardego, sprężystego. Nasmarowane olejem, woskiem i tłuszczem zwierzęcym stawały się tak giętkie, że mocno naciągnięta cięciwa wyrzucała strzałę z niespotykaną wcześniej siłą: przebijała kolczugi, tarcze i hełmy, a nawet konie. Nic dziwnego, że gdy Anglikom udało się opanować bunt Walijczyków, zainteresowali się ich łukami. Angielska armia zaopatrzona w nową broń odnosiła same sukcesy. Pod Azincourt angielscy łucznicy wymachiwali pokonanym Francuzom środkowym palcem prawej ręki, żeby pokazać, kto jest najlepszym żołnierzem na świecie. Tym samym palcem naciągano cięciwę łuku. Lotki wykonane były z bażancich piór, dzięki nim pociski leciały prosto i niezawodnie trafiały w cel.
Weneckie domy
Przyjaźń z człowiekiem dla cisów nie skończyła się happy endem. Pod topór poszły tysiące. Gdy Anglikom zabrakło rodzimych, przywozili cisy z Hiszpanii i nawet z Polski. Już w średniowieczu trudno było u nas znaleźć duże okazy. Nic dziwnego, że dziś rośliny kojarzą nam się raczej z walcowatymi krzewami niż drzewami. Te, które uszły z życiem, mają ponad 30 metrów wysokości i żyją dłużej niż biblijny Matuzalem, który dobił 969 lat. Najlepiej czują się na Kaukazie, gdzie okazy liczące 3000 lat nie są rzadkością. Ale i nasze cisy to rekordziści, przynajmniej jak na polskie warunki. Żyją dłużej niż najstarsze dęby – ten z Henrykowa Lubańskiego skończył już 1260 lat i dobrze się miewa, 700-latek rośnie też w Piechowicach. Drewno było doskonałe nie tylko do wojaczki. Z cisów budowano fundamenty weneckich domów (pale były jodłowe i dębowe). Gdy w latach 50. ubiegłego wieku zaczęto je wymieniać, okazało się, że wciąż nadają się do użytku, choć miasto stoi na bagnie. W Polsce cisy sprawdziły się przy wznoszeniu wodnych fortyfikacji, kościołów, robiono z nich jarzma dla wołów, a rzemieślnicy z Kolbuszowej – ozdobne szafy.
Koniec jak u kata
Mimo niewątpliwych zasług drzewa wciąż cieszyły się złą sławą. Wszystko za sprawą starej opowieści – od zatrutej cisowym jadem strzały zginął król Mieszko. Co prawda drewno się podobało, bo miało piękny pomarańczowy odcień (stąd cisawy koń), a znachorki wywarami leczyły – często ze skutkiem śmiertelnym – „mdły” wzrok i osłabienia, strach więc miał coraz większe oczy. Cis zawiera taksol, alkaloid, który zaburza oddychanie i pracę serca. Tylko czerwone owoce tego drzewa – zwane osnówką – nie są trujące. Konie, krowy i króliki wolały jednak ogryzać korę, co przypieczętowało los pięknych drzew. Ludzie zaczęli mówić, że są przeklęte, że nawet duchy się ich boją. Podobno nie mogły wrócić do świata żywych, jeśli drogę konduktu pogrzebowego posypano cisowymi igłami. Wreszcie, że poświęconego w Trzech Króli cisu boi się nawet śmierć. I zabrali się za karczowanie.
Jako pierwszy drzewo wziął w obronę Władysław Jagiełło, który w 1423 roku kategorycznie zakazał wycinek. Plotkowano, że nie myślał o ochronie przyrody, raczej chciał zachować genialny materiał na wypadek wojny, ale i tak było już za późno. To dlatego cis pospolity, bo tak brzmi jego pełna nazwa, u nas pospolity nie jest. Od kilkudziesięciu lat znajduje się pod całkowitą ochroną, można za to dosadzać drzewa, które nadają się na zimozielone żywopłoty. Rosną długo – dwumetrowy krzew ma około 20 lat. Wyglądają szlachetniej niż tuje, poza tym wabią do zimowej stołówki ptaki. Drozdowatym ich nasiona na szczęście nie szkodzą. Dzięki temu są w naturalny sposób rozsiewane. Jadowity taksol okazał się cenny dla medy-cyny. Związek ten hamuje rozwój złośliwych nowotworów; uniemożliwia podział chorych komórek. Nie testujmy jednak skuteczności naparów z cisa na własną rękę. Wszelkie kuracje tylko pod opieką lekarza!
Tekst: Monika Grzybowska
Fotografie: Joanna Kossak (współpraca Barbara Przasnyska), Harpur Garden Images, Visions/Flora Press, Gap Photos/Medium
Cenny i niebezpieczny
Kara za wycinkę
Nielegalne wycinanie cisa to kryminał, który zasługuje na najwyższą karę: 300 zł za każdy centymetr obwodu pnia (mierzony na tzw. pierśnicy, czyli wysokości 130 cm od ziemi). Jeżeli cis rozwidla się poniżej pierśnicy – każdy pień traktowany jest jak osobne drzewo.
Gdzie zdobyć drewno
Podczas wycinek pielęgnacyjnych usuwane są z lasów niewielkie ilości egzotycznych drzew. Dzięki temu w Arboretum SGGW w Rogowie kupimy rzadkie i często niedostępne w Europie rodzaje drewna, np. żywotnika olbrzymiego, cyprysików, a nawet cisa (wałki o średnicy do 20-30 cm i długości do 2,5 m). Z takich żerdek stawiano kiedyś parkany – były trwalsze od żeliwnych. Półmetrowe sadzonki na żywopłoty kosztują 18 zł.
Kontakt: www.arboretum.sggw.pl
Zatrucie cisem
Jeśli ktoś zatruł się cisem, wzywamy jak najszybciej pogotowie (objawami są zaburzenia widzenia, oddychania, słuchu). Zanim przyjedzie, próbujemy u chorego wywołać wymioty. Najlepsze jest płukanie żołądka – trzeba wypić pół litra osolonej wody (dzieci – letniej, ale niesolonej).