Pies z Marsa

O psach, fokach, śwince morskiej i akcji „Wielcy Małym” opowiada aktor Rafał Królikowski.

Skąd się wzięła Lusia?
Po prostu stanęła na naszej drodze. Koleżanka żony znalazła suczkę. Zabiedzoną, zapchloną, wychudzoną i… w ciąży. Urodziła cztery szczeniaki i zaczęło się nerwowe szukanie dla nich domów. Decyzja była prosta.

Myśleliście wcześniej o psie?
Tak, ale okazało się, że nasi chłopcy mają uczulenie na kocią i psią sierść. Chcieliśmy więc kupić psa rasowego, takiego z włosami, nie sierścią – one nie uczulają. Obiecaliśmy, że kiedy starszy syn skończy dziewięć lat, będzie pies. I jest pies. A że nierasowy…

Nie żałujecie, że nie zgarnia medali?
Skąd! Lusia jest fantastyczna, traktujemy ją jak członka rodziny. Poza tym psy rasowe bywają słabsze, częściej chorują, a Lusia jest okazem zdrowia. No i chłopaki ją uwielbiają.

reklama

A pomagają?
Hm. Z tym jest różnie. Prawdę powiedziawszy, większość obowiązków spada na mnie, zwłaszcza poranne i wieczorne spacery. Ale nie jest tak, że chłopcy nic nie robią. Czasem pamiętają, żeby napełnić jej miskę…

To wasz pierwszy pies, w pana życiu też?
Nawet nie bardzo umiem policzyć, który. Moja mama była nauczycielką biologii, więc na każdą zwierzęcą biedę byliśmy szczególnie wrażliwi. Ciągle w domu lądował jakiś porzucony pies, bezdomny kot czy świnka morska, której przed wakacjami ktoś chciał się pozbyć. Teraz zresztą też staram się coś dla zwierzaków robić. Biorę na przykład udział w akcji ratowania fok szarych nad Bałtykiem. Trzeba o tym mówić, im więcej, tym lepiej. Każdy głos się liczy.

Dom z psem to inny dom?
Przede wszystkim radośniejszy. Czasem, gdy ciemno, zimno i wracamy w nastroju mało euforycznym, przywitanie, które nas spotyka, natychmiast humor poprawia. Błyszczące oczy, roześmiana mordka, piski, przewracanie się na grzbiet, żeby drapać ją po brzuszku – Lusia okazuje entuzjazm żywiołowo. Kiedyś, gdy była mniejsza, potrafiła nas ze szczęścia obsikać. Teraz jest już poważną kobietą, więc się od tego rodzaju ekspresji powstrzymuje, ale nadal to gejzer radości. Świetne jest też to, że pies, jak człowiek, zmienia się, uczy, ciągle nas czymś zaskakuje. Kiedyś na przykład śmiertelnie bała się jeździć samochodem, końmi nie można jej było do auta zaciągnąć. Ale z czasem wyczuła, że jej się to kompletnie nie opłaca, bo jeśli wsiądzie do samochodu, będzie z nami, jeśli nie, zostanie sama. Przemogła się i teraz siada przy oknie, wywala jęzorek i obserwuje świat. Mogę nawet zaryzykować twierdzenie, że polubiła podróże. Moja żona uważa, że to stwór z innej planety. Taki malutki Marsjanin. Niby całkiem od nas inny: mówimy różnymi językami, inaczej okazujemy uczucia – a ma z nami wspaniały kontakt. Czyli porozumienie międzyplanetarne jest możliwe.

W akcji „Wielcy Małym” jest pan od początku. Czuje się pan wielki?
Wzrostem na pewno! A więksi wobec mniejszych mają obowiązki i tak to traktuję. Jeśli można pomóc, to znaczy, że pomóc trzeba.

„Wielcy Małym” – niezwykły kalendarz. To już czwarta edycja. Dwanaście zdjęć wielkich, czyli artystów, z ich małymi ulubieńcami. Psami, kotami, a nawet końmi (choć te akurat są całkiem spore). Dochód ze sprzedaży wspomoże zwierzęta w schroniskach.


Rozmawiała Joanna Derda
Fot. Robert Baka 

Zobacz również