12. marca to dzień świętego Grzegorza, papieża nie bez kozery zwanego Wielkim, patrona nauczycieli i uczniów. Przez wiele lat właśnie tego dnia, a nie 1 września, rozpoczynał się rok szkolny, a od XVI wieku świętowano tzw. gregorianki – zabawy i biesiady, podczas których hierarchia szkolna stawała na głowie. Zaczynały się bardzo grzecznie, od uroczystego nabożeństwa. Ale potem uczniacy wybierali spośród siebie biskupa, wkładali mu papierową czapę, a pod jego przewodnictwem ruszali w miasto, drąc się wniebogłosy i wypraszając po domach datki „spożywcze”. Uzbierane wiktuały zjadano podczas wieczornej uczty uświetnionej dowcipnymi „oracjami” biskupa i obecnością grona pedagogicznego, często poowijanego sznurami z obwarzankami przez rozbawioną młodzież. Na jeden wieczór role się odwracały i nawet najbardziej nadętego psora można było bezkarnie wytarmosić za brodę. Jaka szkoda, że gregorianki szlag trafił gdzieś pod koniec XIX wieku – udekorować sznurem parówek straszliwą wuefistkę albo wyjątkowo złośliwego fizyka – to byłoby coś!
Tekst: Weronika Kowalkowska
Fotografie: Fotochannels, Getty images/Fpm, Zenon Żyburtowicz/East News, Michał Kość/Reporter, Sergio Moraes/Reuters/Forum, Andrzej Sidor/Forum, shutterstock.com, Wikipedia