Na co komu łyżka dziegciu

Łyżka dziegciu beczkę miodu popsuje – słysząc to przysłowie, współczesny mieszczuch zrobi wielkie oczy i zada pytanie, na które jeszcze sto lat temu każde dziecko znało odpowiedź: „a co to właściwie jest dziegieć?”. A więc dziegieć to ciemna maź o charakterystycznym „fetorku”, otrzymywana przez destylację drewna i kory (najczęściej brzozowej). Od z górą 5 tysięcy lat do niedawna był wszechobecny i niezastąpiony. Smarowano nim tryby i piasty kół od wozów, uszczelniano beczki, przyklejano groty strzał, impregnowano skóry i płótna… Ale nie tylko dla przedmiotów martwych był błogosławieństwem.

reklama

Jako substancja aseptyczna i grzybobójcza sprawdził się w walce z egzemami, parchami, krostami, łupieżem i innym skórnym paskudztwem. Dziegciem smarowano także chore rogi, racice i kopyta bydła domowego. Jakby tego było mało, z dziegciu i alkoholu sporządzano płyn oświetleniowy do lamp. Wychodząc z założenia, że skoro coś jest w stanie uporać się z czymś tak paskudnym jak liszaj, to i z czartem sobie poradzi, malowano nim krzyże na drzwiach chałup, stodół i obór, aby odegnać złe moce. Jeżeli ktoś się urodził – dla ochrony stawiano mu u wezgłowia kołyski naczynko z dziegciem. Jeżeli umarł – zaklejano mu dziegciem usta, aby nie zamienił się w upiora. Nie dziwota też, że od XVI do XIX stulecia Polska eksportowała tę błogosławioną maź do całej Europy. Dziś z dziegciem jest krucho. Pod koniec XIX wieku został wyparty przez produkty ropopochodne i od tej pory powoli odchodzi w zapomnienie. Obecnie najintensywniej wykorzystywany jest podczas… festynów historycznych i archeologicznych, a jego produkcją zajmuje się zaledwie garstka fascynatów.


Tekst: Weronika Kowalkowska
Fotografia: Stockfood/Free

Zobacz również