21 marca
Topienie marzanny nie jest radosnym świętem. Słomiane straszydło uosabiało kiedyś całe zło. I dostawało za swoje – za wszystkie krzywdy, głód na przednówku, nieurodzaj i nieszczęścia. Znęcała się nad nią okrutnie i na serio cała wieś. Kto żyw niósł marzannę, zwaną też śmiercichą. Ludziska topili ją w każdej kałuży, a na koniec rozbierali, podpalali i wrzucali do rzeki. Potem śpiesznie i w milczeniu wracali do domów, licząc na to, że nurt porwał wraz z kukłą wszelkie nieszczęścia i los się odmieni z nadejściem wiosny.
Obrzęd nie podobał się Kościołowi katolickiemu, który próbował go zastąpić paleniem kukły Judasza. Na próżno. Dziś wygląda na to, że marzannę zwyciężył nie Judasz, lecz wagarowicze. Bo 21 marca, początek kalendarzowej wiosny, to święto uczniów. Wesołe, pełne chichotów i psikusów. Okazja do zabawy! Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu dowcipnie łączy tradycję z nowym. Urządza konkurs na najciekawszą kukłę, ognisko z pieczeniem kiełbasek, przejażdżki wozem drabiniastym.
Dzieciarnia zbiera się przed karczmą Pohulanka. Symbolika kukły jest już dziś niejasna, do konkursu stają więc marzanny – Barbie spowite w różowe tiule, papierowe maszkarony przypominające chińskie smoki, a także tradycyjne słomiane kukły. Po wybraniu miss kolorowy korowód maszeruje nad rzekę. Aby w jakiś sposób przybliżyć sens dawnego obrzędu, pracownicy skansenu namawiają dzieci, by wyobraziły sobie, że marzanna to wszystkie szkolne niepowodzenia minionej zimy.
Na pożegnanie uczniowie recytują więc taki oto wierszyk:
„Najlepiej gdy dwóje (jedynki)
z korzeniami wyrwiemy,
Do wody wrzucimy,
Wszystkie szkolne chwasty
w rzece utopimy”.
A potem buch, kukłę do Skrwy.
Fotografie: Zenon Żyburtowicz