Zima to taki czas, gdy wychodzę do pracy po ciemku i po ciemku z niej wracam. Nie lubię zimy! Nie mogę cieszyć się swym ogrodem, bo go praktycznie nie widuję. Przy odrobinie szczęścia i dobrej pogodzie w sobotę lub niedzielę staram się nasycić oczy widokiem własnoręcznie sadzonych roślin. Nawet zimą jest na co popatrzeć, gdyż ogród tak zaplanowałem, by był piękny o każdej porze roku.
Zimą zdobią go czerwone pędy dereni oraz barwne owoce ogników i irg. Ostatni sobotni poranek był cudownie pogodny, więc z radością wyszedłem, by w słońcu i śniegu pospacerować w ogrodzie. A tu istne pobojowisko. Znikły wszystkie owocki ogników, irg, resztki jarzębin, a nawet owoce winobluszczu pnącego się po murze domowego fundamentu i sfermentowane, niezebrane w porę winogrona. Od razu wiedziałem. W ogrodzie był nalot ze wschodu!
Spustoszenia dokonały jemiołuszki, które co kilka lat masowo u nas zimują. I dzięki owocom ozdobnych krzewów w podmiejskich ogrodach mają co jeść. Smacznego! Przecież nie będę żałował owoców tak pięknym ptakom. Szkoda tylko, że nie miałem okazji na nie z bliska popatrzeć.
Kolorowe i pękate
Na świecie znane są trzy gatunki jemiołuszek. Gniazdują w północnych regionach tajgi, Europy, Azji i północnej Ameryki. Wszystkie są wyjątkowo piękne. Wiosną i latem zjadają wiele owadów, a jesienią i zimą tylko owoce, często sfermentowane. Dlatego jesienią ich wątroby powiększają się, by sprostać potrzebie szybkiego trawienia niezbyt świeżych smakołyków.
Nasza jemiołuszka jest pod tym względem najwydajniejsza. Jej naukowa nazwa to Bombycilla garrulus. Słowo „bombycilla” to połączenie greckiego „bombyx” – jedwab oraz łacińskiego „cilla” – ogon. Oznacza więc ptaka o jedwabistym ogonie. Dokładnie tak jak niemiecka nazwa jemiołuszki – Seidenschwanz. „Garrulus” również wywodzi się z łaciny, nazywano tak osobników wyjątkowo gadatliwych.
Ciekawe jest pochodzenie angielskiej nazwy jemiołuszki. Słowo „waxwing” oznacza „woskowe skrzydło” i odnosi się do jaskrawoczerwonej, lakowej barwy płytek rogowych na lotkach. Natomiast słowo „bohemian” nie pochodzi od bohemy, artystycznej cyganerii, ale od łacińskiej nazwy Czech – Bohemia.
Rosjanie nazywają jemiołuszkę „swiristiel” – od świergotu wydawanego przez lecące stado. Polska nazwa wiąże się z jemiołą, której owoce zimą odgrywają ważną rolę w ptasiej diecie. A jemiołuszki z kolei należą do głównych rozsiewaczy jej nasion.
Ciało tego barwnego ptaszka ma 20–23 cm długości. Jest więc wielkością zbliżony do szpaka, jednak znacznie więcej od niego waży. Tłusta jemiołuszka jesienią może dobić nawet do 80 gramów. Samce różnią się od samic większym i czarniejszym śliniakiem na podbródku. Żółte zakończenia sterówek u dorosłych samców są wyraźnie większe, a liczba czerwonych rogowych płytek na lotkach jest także większa u samców niż u samic. Młode samice często nie mają ich wcale.
Uwaga, jemiołuszka!
Jemiołuszki przylatujące do nas na zimę są narażone na wiele niebezpieczeństw. Pochodzą z odległych lasów. Nie znają ludzi i zagrożeń czyhających na nie w cywilizowanym świecie, w tym napowietrznych przewodów elektrycznych, szyb, kotów. Nie wiedzą, że cokolwiek na świecie może poruszać się tak szybko jak samochód. Dlatego wiele z nich ginie zabijanych przez pędzące auta.
Sytuację pogarsza zwyczaj sadzenia owocodajnych krzewów na pasach zieleni pomiędzy pasmami ruchu, zwłaszcza przy autostradach i drogach wylotowych z miast. Do tych owoców – głównie jarzębin, ligustrów, irg, rokitników i berberysów – zlatują się stada jemiołuszek, a pędzące samochody zabijają je masowo. W Warszawie rozpoczęto starania o przesadzanie takich krzewów do parków i zastępowanie ich roślinami, które nie rodzą owoców atrakcyjnych dla skrzydlatych przyjaciół. Corocznie do Azylu dla Ptaków w warszawskim zoo trafia wiele jemiołuszek, które są ofiarami takich kolizji.
Pewnej zimy, w czasie psychozy związanej z ptasią grypą, doszło do zupełnie groteskowej sytuacji. Mieszkaniec blokowiska na warszawskim Ursynowie wjechał autem w stado jemiołuszek pożywiających się na owocach irg. Jedna z jej odmian nosi nazwę od tej dzielnicy Warszawy, uznano więc, że najbardziej będzie pasować właśnie tam. Owoce tych irg są doskonałym pokarmem dla zimujących u nas jemiołuszek. Uczta okazała się jednak fatalna dla ptaków. Otóż ów kierowca poturbował samochodem kilka jemiołuszek i kilka zabił, ale przerażony ptasią grypą bał się wysiąść z auta, bo słyszał, że martwych ptaków nie należy dotykać. Dzwonił na policję i do straży miejskiej. W końcu przyjechał do niego eko-patrol. Martwe ptaki zebrano do utylizacji w wyznaczonej przez antygrypowy sztab kryzysowy instytucji, a żywe (wszystko w gumowych rękawiczkach) przywieziono do naszego Azylu.
Sprawca zdarzenia nie wyszedł nawet z auta, miał pretensje do całego świata, że spóźni się do pracy i wcale nie czuł się winny nieszczęścia tego stadka. Zabił i poturbował kilkanaście chronionych ptaków, postawił na nogi wszelkie służby miejskie i pewnie zaraz pojechał do automatycznej myjni, by spłukać z pojazdu zarazki grypy. Szkoda, że mnie przy tym nie było, bo ptasia grypa wydałaby się temu jegomościowi sielanką… Tymczasem sadźmy jarzębiny, irgi, ogniki i rokitniki. Nie tylko jemiołuszki będą miały z nich pożytek, ale także wiele innych ptaków zimujących w naszych ogrodach i parkach. Życzę miłych obserwacji!
Fotografie: Sorbi Serge/MJS, Forum, Flash Press Media, Mak Media/Jean-Lou Zimmerman/Biosphoto