W czasach, kiedy niewiele wiedziano o żyłach wodnych i dobrej czy złej aurze, istniało głębokie przekonanie, że zanim nowi mieszkańcy wprowadzą się do domu, muszą sprawdzić, czy nie goszczą już tam niechciane moce.
By to zbadać, wpuszczano do izby czarną kurę. Jeśli spokojnie obeszła wnętrze, dziobiąc tu i ówdzie – dom był czysty. Jeśli zaś robiła szaleńcze zamieszanie, dziko obijając się o ściany – było pewne, że czyhają tam na ludzi nieproszeni goście. Zostawiano więc kurę w izbie na jakiś czas, by biegając, wystraszyła złe moce, aż skołowane przyczepią się do piór ptaka i wraz z nim wypadną na podwórze.
Podobną rolę mógł pełnić kot, kogut lub świnia – wszystkie w możliwie najczarniejszym kolorze. Takie stworzenie, oblepione duchami i innymi strzygami, trzeba było przegonić z obejścia do najbliższej wody i tam dobrze skąpać. Z braku czarnych zwierząt w ostateczności izby okadzano dymem z jakiegoś święconego ziela lub choć polewano świętą wodą. Dopiero wtedy można było bezpiecznie w nowym domu zamieszkać.
Echa tych magicznych rytuałów to święcenie kamieni węgielnych i kropienie święconą wodą mieszkań w czasie kolędowych odwiedzin księdza.
Fotografie: Corbis