To, co najpiękniejsze, często nam umyka, czasem kryje się pod warstwami farby w bardzo starym domu. Na szczęście Sharon i Jeffrey postanowili zdrapać ze ścian całą nowoczesność i wydobyć czar amerykańskiego stylu kolonialnego.
Gdy znajomi po raz pierwszy przekraczają próg ich domu, zwykle pytają: – Kiedy skończycie malować pokoje? Gospodarze z uśmiechem wyjaśniają, dlaczego ściany sprawiają wrażenie odrapanych. Wszystko z powodu miłości – miłości do autentycznych wnętrz z epoki i próby zachowania ich w oryginalnym stanie. Dzięki temu uczuciu odrapana ściana staje się najpiękniejszą ozdobą. No bo jak wyglądałaby XVIII-wieczna wiejska rezydencja, gdyby zdobiły ją współczesne kolorowe wzory?
Sharon Jones i Jeffrey Casdin kupili dom w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Miał być miejscem letniego odpoczynku dla zapracowanego bankiera i florystki. Urzekła ich drewniana fasada willi nad rzeką Housatonic w stanie Massachusetts. Potem dowiedzieli się, że postawiono ją w 1762 roku dla generała Johna Ashleya. – Porzucony przez jego rodzinę dom przeszedł w ręce kolejnych pokoleń farmerów. Ci zaś nie mieli pieniędzy, by coś zmieniać. Dzięki temu rezydencja dotrwała do naszych czasów prawie nienaruszona – oddycha z ulgą Jeffrey. – Prawie, bo w XIX wieku dobudowano skrzydło. Jonesowie mieszkali przez wiele lat w nieco zapuszczonym wiejskim domu, nie chcieli niczego zmieniać. W końcu jednak nadszedł czas na remont.
Benedyktyńskiej cierpliwości wymagało zdrapywanie starych tapet, by odsłonić oryginalny kolor. Pokryte wiekową farbą ściany korytarza perfekcyjnie łączą się teraz ze współczesnym freskiem w chińskim stylu. Został położony na ścianie pokoju, bo takie dekoracje były popularne w czasach świetności domu. – Chcieliśmy ożywić nieco wystrój, zachowując jednocześnie aurę epoki – opowiada gospodarz. Dlatego w korytarzu znalazły się także późniejsze meble w stylu szakrów oraz stylowa skrzynia. Łatwiej poszło z przybudówką. Została rozebrana, a na jej miejscu wybudowano nową, wzorowaną na rysunkach z epoki. Przestrzeń podzielono na część bawialną i jadalnię. Środek zajmuje ceglany kominek dopasowany do „odrapanego” stylu domu. – Trochę jak w domku dla lalek – śmieje się Sharon – ale mamy wspaniały widok za oknem. W nowej części urządziliśmy kuchnię. Nie chcieliśmy udawać, że gotujemy na opalanym drewnem piecu – przyznaje Sharon. – Za to do pokojów kupiliśmy meble w antykwariatach.
Pasja do zachowania atmosfery z epoki popchnęła Sharon do wprowadzenia zmian w ogrodzie. Tutaj znajdziemy typowe dla XVIII-wiecznych posiadłości rośliny – peonie i fuksje. Przy tylnych drzwiach jest nawet mały pokoik „ogrodniczy” – pełen narzędzi, wiader, kaloszy i… kapeluszy. Nie do tego niegdyś służył, ale zawodowa florystka ma swoje wymagania. – Kiedyś ten dom był szczytem kolonialnego luksusu – wzdycha Sharon. – Dziś to miła rodzinna siedziba, w której na szczęście żyje jeszcze duch odległej przeszłości.
Tekst: Jay Aspen/Redcover.com
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Paul Ryan/Redcover.com