Nostalgiczny urok wierzby działał nie tylko na koboldy, elfy i wróżki. Uległa mu też romantyczna dusza Fryderyka Chopina. Zainspirowany widokiem łąk przetykanych baśniowymi drzewami tworzył swoje najpiękniejsze utwory.
Na emigracji śniły mu się mazowieckie rozwichrzone iwy, tak bardzo przypominały o krajobrazach koło Żelazowej Woli. Z tęsknoty za krainą dzieciństwa pisał poematy muzyczne, do dziś chwytające za serce.
Polna zaduma
Wierzba rzeczywiście roztacza aurę melancholii. Ludzi niezadowolonych z życia, zgorzkniałych i rozczarowanych uspokaja i wytłumia. U artystów i wrażliwców pobudza zdolności komponowania, pisania, malowania, a także jasnowidzenia. W gajach wierzbowych magiczne sztuki uprawiały kapłanki Księżyca, zajmujące się białą magią, muzyką, uzdrawianiem. Była drzewem poetów, szczególnie ważnym dla Celtów. Strugano z niej legendarne harfy bardów – kronikarzy dziejów. Dlatego przypisywali jej magiczne właściwości – obdarzała najbardziej godnych zaufania ludzi darem prorokowania.
Indianie cenili ją za elegancję i łagodność. Starszyzna plemienia Lakota dodawała suszoną korę do świętej fajki, by dym wzlatywał prosto do nieba. Pojawia się w legendach i baśniach wielu narodów, choć nie zawsze po jasnej stronie magii. Może dlatego, że najlepiej czuje się tam, gdzie ludzie tracą grunt pod nogami i odwagę – na mokrych łąkach, łęgach, bagniskach, wśród błędnych ogni. Dziś wiemy, że tajemnicze płomienie powstają podczas samozapłonu metanu lub fosforowodoru, wydzielających się, gdy gniją bez powietrza resztki roślin, jednak jeszcze kilkadziesiąt lat temu była to bez wątpienia diabelska robota.
W mitologii słowiańskiej ognikami nazywano małe demony, które rozpalały migoczące światełka koloru żółtego bądź niebieskiego i mamiły nimi ludzi tak, że gubili drogę i mogli błąkać się w jej poszukiwaniu przez całą noc. Zdarzało się nawet, że zapadali się w bagno i umierali. Czasem ogniki litowały się nad zagubionym człowiekiem i wskazywały mu właściwy kierunek. Ognikami stawały się po śmierci dusze wszelkiej maści okrutników, obojętnych na cudzą niedolę, złych i nieuczciwych. Na bagnach pokutowali za krzywdy wyrządzone innym za życia.
Niesamowitą legendę wierzby potęgowały i takie opowiastki, jak ta okrutna litewska klechda o zazdrości i zemście. Dawno, bardzo dawno temu, w pobliżu rzeki mieszkała kobieta o imieniu Blinda, która każdego roku rodziła dziecko. Matka Ziemia uważała jednak, że miano najpłodniejszej przysługuje tylko jej. Postanowiła więc pozbyć się rywalki. Kiedy któregoś ranka Blinda szła brzegiem rzeki i ugrzęzła w błocie, ziemia ścisnęła mocno jej nogi.
Nie mogła się już uwolnić, wrosła w ziemię i przemieniła w wierzbę. Dlatego po litewsku to piękne drzewo nazywa się „blin-de”. Kobiety pragnące dziecka jeszcze w XIX wieku stroiły wierzbę w kwiaty i błagały o pomoc. To ona czuwała nad szczęśliwymi porodami i doradzała matkom, jak dobrze wychować dziecko. Wierzba – symbol budzącego się życia i płodności – od wieków dostarcza gałązek na palmy święcone w Palmową Niedzielę. Do dziś przetrwała wiara, że połknięcie „bazi” chroni przed bólem gardła, daje zdrowie i siłę do następnej Wielkiejnocy.
Aspiryna z natury
Prozaiczna strona życia także sprawia, że doceniamy wierzbę. Praktyczni Anglicy właśnie z jej elastycznego drewna robią kije do krykieta. Wierzby kruchej używano do produkcji węgla drzewnego niezbędnego z kolei do wytwarzania prochu strzelniczego, z czarnej natomiast, najpotężniejszej, zbijano beczki, meble, pudła, drzwi, strugano zabawki. Do miłośników wierzby dołączą z pewnością zwolennicy wikliny w domu. Kosze, fotele i skrzynie wyplatane są właśnie z giętkich witek (najlepszych dostarcza wierzba wiciowa, choć Indianie amerykańscy świetnie sobie radzili, wykorzystując korę i gałązki odmiany exiqua).
Wiejskie babki doskonale orientowały się, że kora wierzby jest skutecznym lekiem na wiele chorób – zimną febrę, kaszel, bóle głowy, przemarznięcia, dreszcze. Dziś podajemy na nie chininę lub aspirynę. No właśnie, a skąd pochodzi aspiryna? Syntetyczną wytworzono po raz pierwszy w 1899 roku. I choć kora nie działa identycznie jak ten słynny lek, nie rozrzedza bowiem krwi, sporządzoną z niej nalewkę lekarze zalecają wciąż do łagodzenia objawów artretyzmu, bólów mięśniowo-szkieletowych, grypy, gorączki.
Najlepszą „znachorką” jest wierzba purpurowa. Nazwę zawdzięcza czerwonemu kolorowi młodych pędów. Bardzo wczesną wiosną, zanim pojawią się listki, zbiera się korę z jej gładkich gałązek, a także odmian białej, wiciowej lub kruchej, i suszy. To właśnie kora zawiera najwięcej zdrowotnych składników. Najważniejszy z nich, glikozyd fenolowy, czyli salicyna, w żołądku przekształca się w kwas salicylowy, a potem w jego sole. Działają one dokładnie tak, jak syntetyczna aspiryna. Pamiętajcie jednak, że napar z kory wierzby może spotęgować działanie rozmaitych leków, zwłaszcza przeciwzapalnych i rozrzedzających krew. Warto więc, zanim wypijecie nalewkę, spytać o zdanie lekarza. Zielarze radzą, by zawsze wraz z wierzbowymi preparatami brać witaminę C i rutynę.
WIERZBOWE PRZEPISY:
Odwar z wierzbowej kory
Przeciwzapalny, przeciwgorączkowy, przeciwreumatyczny. Półtorej łyżki rozdrobnionej kory zalej dwiema szklankami gorącej wody. Gotuj pod przykryciem 7 minut. Odstaw na kwadrans. Przecedź. Pij 3-4 razy dziennie po pół szklanki 30-60 minut po posiłku. Dodany do kąpieli wzmacnia osoby rachityczne i przemęczone.
Kąpiel wygładzająca
10 łyżek kory zalej litrem gorącej wody i gotuj 15 minut. Odcedź i wlej do wanny z małą ilością wody.
Płukanka wzmacniająca włosy
Torebkę (100 g) kory wierzby i tyle samo korzenia łopianu gotuj w litrze wody i jeszcze ciepłym wywarem spłucz włosy. Pomaga przy uporczywym łupieżu.
Herbatka z bazi
50 wierzbowych kotków oraz liści z końców gałązek zaparzaj przez 20 minut w litrze wody. Odcedź i pij 3-4 filiżanki dziennie. Koniecznie jedną przed snem – uspokaja, tonizuje, ułatwia zasypianie.
Kora na gorączkę
Łyżeczkę kory zalej półtorej szklanki wody. Gotuj na małym ogniu, aż woda odparuje do pojemności szklanki. Pij na czczo z miodem.
Tekst: Joanna Halena
Fotografie: Medium, Anna Słomczyńska, Stockfood/Free