Życie ma być przyjemne i łatwe. A gdzie taki cud może się zdarzyć? Tylko na wsi, wśród pól i zarośli, jakby nieruszonych ludzką ręką.
Tę starą farmę Hanna i Yves znaleźli zaledwie 25 kilometrów od Brukseli. Urzekła ich ta chałupa na uboczu, wydająca się oazą na końcu świata. A tak naprawdę wystarczy niecałe pół godziny, by znowu być wśród ludzi. Często zresztą umawiają się w jednej z brukselskich restauracyjek ze swoimi starymi przyjaciółmi. Zjedzą coś smacznego, wypiją ulubione wiśniowe piwo, poplotkują, ale mieszkać już w tym wielkim mieście by nie mogli.
Po latach szybkiego życia w hałasie Hanna i Yves potrzebowali cichego zakątka. Ciepłego i jasnego domu, który mogliby sami urządzić, ciesząc się przy tym jego historią i tradycją. Toteż, ku zdziwieniu przyjaciół, ucieszyło ich to, że dom był w tak żałosnym stanie, że nie musieli płacić za wątpliwe udogodnienia, które pewnie i tak chcieliby przerobić po swojemu. Pasowała im surowość chałupy. Odświeżyli ją, a poza tym prawie nic nie zmienili.
Dobudowali jedynie dużą werandę z drewna i szkła, jest połączona z kuchnią, którą teraz rozjaśnia światło. Szczególnie przyjemne są w niej poranki. Kiedy jest ciepło, po zaparzeniu kawy wychodzą na rozległy kamienny taras i podziwiają niekończący się pejzaż pól, dający ukojenie. Tak zaczętego dnia nic nie może już popsuć.
Yves ma tu swoją winnicę. Oprócz tego interesuje się zielarstwem. Ma nawet bibliotekę z wielkimi księgami ziół. Hanna hoduje kury. Lubi, jak chodzą po podwórku i gdakają. W wolnych chwilach wciąż urządza dom. Konsekwentnie przestrzega jednej zasady – im mniej kolorów, tym piękniej. Może dlatego panuje tu swoista harmonia. Nie dziwi nawet mieszanina mebli z różnych epok, kupionych albo robionych na zamówienie. Jakoś dobrze tu pasują.
Tłumaczenie: Blanka Kleszcz
Tekst: Inside
Fotografie: Inside/East News