Ta karczma Drumlin się nazywa – powiedziałby czart Panu Twardowskiemu. Grażyna i Marek też sprzedali duszę, ale siedlisku Udziejek. Dla niego porzucili miejskie wygody i zgiełk.
W Suwalskim Parku Krajobrazowym ludzi mieszka niewielu. Wszędzie jest cicho, pachnie sianem, lasem, grzybami. Możesz chodzić środkiem drogi, bo samochody są rzadkością. No i te drumliny! Ich grzbiety wyłaniają się niczym wieloryby z morza pól i lasów. Niskie, owalne wzgórza sprawiają, że krajobraz zaczyna tańczyć niczym na Podkarpaciu. Są pamiątką po lodowcu, podobnie jak zimne, granatowe jeziora Suwalszczyzny.
Grażyna i Marek Gierszowie najpierw uciekli z Warszawy do Legionowa. Okazało się, że to nie wystarczy. – Czułem, że wypaliłem się zawodowo – mówi Marek. – Nie cieszyła mnie już praca technika dentystycznego. Podobnie jak moją żonę. W pewnym momencie powiedzieliśmy sobie – dość. Chcieli zamieszkać na północnym wschodzie. Marek pojechał więc na rekonesans. Najbardziej podobał im się Suwalski Park Krajobrazowy. Nie wolno tu stawiać nawet domków letniskowych. A budować można tylko w miejscu starego siedliska i to zgodnie z przepisami – domy muszą być tradycyjne... Wstąpił do biura nieruchomości. Dostał kilka adresów, między innymi do siedliska w Udziejku.
Był chłodny, deszczowy dzień. Zapomniana chałupa, nieopodal rzeczka. Z okien widok na Cisową Górę. W pobliżu brak sklepów i dyskotek. Sprzedali dom i spakowali walizki. – Wyjechaliśmy bez żalu – twierdzi Marek, choć Grażyna melancholijnie się uśmiecha. – Oj, różnie to bywało... Na początku było ciężko. – Modliłem się, żeby dysk mi nie wyskoczył – wyznaje Marek. Najpierw rozebrał świeronek i postawił chałupę podcieniową z pokojami gościnnymi. Stary dom nie nadawał się na gospodę dla letników – a taki pomysł mieli z Grażyną na życie – bo kto dziś przyjedzie do gospodarstwa bez wygód? Potem zbudował jeszcze jedną chałupę, stajnię, grill pod wiatą, szopę, gdzie umieścił kolekcję starych narzędzi rolniczych.
– Kiedyś jechałem sobie na rowerze, patrzę, a tu zwalona chata – wspomina Marek. – Wszystko spróchniało, oprócz pięknych rzeźbionych drzwi. Wkrótce za parę złotych odkupiłem gdzieś następne i następne. Wstawiam je do różnych pomieszczeń. Są niskie, więc dorabiam progi.
– Szafkę wypatrzyłem u znajomego chłopa, a kredens znalazłem na targu w Augustowie. Kiedy Marek to mówi, pokój wypełniają melodyjne dźwięki – to stare zegary. Jest ich ponad setka! – A teraz spróbujcie moich nalewek – proponuje. To jego następna pasja. Wprowadza gości w arkana polsko-litewskich trunków, a ja próbuję i już nie wiem, która lepsza. Marek organizuje też spływy kajakowe po dziewiczej Szeszupie i Rospudzie, przejażdżki bryczką, wycieczki na Litwę. Służy za przewodnika, opowiada o historii regionu. Tryska młodzieńczą energią. Odkąd tu mieszka, nawet z katarem się pożegnał. Może dlatego, że aż do listopada codziennie kąpie się w jeziorze.
Grażyna także poczuła twórczą wenę. Wyspecjalizowała się w kuchni regionalnej. Jedliście śmieciuchy – placki ziemniaczane z żytnią mąką? Albo reszciaki – ciasto z mięsem? A może mrowisko – litewskie faworki polane miodem i posypane makiem? Rewelacja!
Potwierdzają to nagrody w konkursie Nasze Kulinarne Dziedzictwo. Zajęła się też dekoracją pokojów dla gości. Każdy jest inny. Wykorzystała pamiątki z podróży, zdjęcia. Na drzwiach wiszą tabliczki z nazwami. O wiele przyjemniej mieszkać w „Afryce” lub „Azji” niż w pokoju numer 5. Zapisała się na kursy agroturystyczne, maluje, tka. Założyła ogródek, w którym rosną malwy, zioła, ruta... – Podchodzę do ziemi jak pies do jeża. Ale powoli nabieram śmiałości – śmieje się.
Teraz robią więcej niż wtedy, gdy mieszkali w mieście. I ciągle mają nowe pomysły. A to plantacja wierzby energetycznej, a to kawiarnia. Żeby tylko czasu na wszystko starczyło.
Tekst: Anna Karska
Fotografie: Paweł Słomczyński
***
Mrowisko
Weź na ciasto:
• 5 żółtek • 5 łyżek gęstej śmietany • 1-2 łyżki masła • mały kieliszek spirytusu (rum, brandy, wódka) • 2 czubate szklanki mąki • szczyptę soli i cukru waniliowego dodatkowo: • około 1 kg smalcu do smażenia • mały słoik płynnego miodu • szklankę maku • szklankę rodzynek
Wymieszaj składniki na ciasto. Odstaw do lodówki. Po 2 godzinach rozwałkuj na placek (2 mm) i pokrój na paski 8x4 cm. Środek każdego paska przetnij ostrym nożem wzdłuż i przeciągnij przez szparkę jeden z końców, tak aby powstał zawijas. Paski z ciasta wrzucaj na gorący tłuszcz i smaż, aż nabiorą złotego koloru. Powykładaj na bibułę, by odsączyć tłuszcz. Ułóż na talerzu w piramidę, a każdą warstwę polej miodem, posyp makiem oraz rodzynkami.