Drewniana chatka na uboczu, jak z dawnego obrazka. W środku stary piec, boazeria i kwieciste tapety. A w oknie gromadka dzieci, które wyczekują pierwszej gwiazdki.
Dom Kristiny i Johannesa z daleka wygląda jak czerwona kropka na śniegu. Tylko szara smużka dymu z komina zdradza, że ktoś jest w środku. – Jak nas zasypie, to nawet dzwonka u drzwi nie potrzebujemy, bo śnieg tak trzeszczy pod stopami, że słychać, gdy ktoś do nas idzie – mówią gospodarze.
Do świąt zostało tylko kilka dni, Johannes przyniósł już choinkę z lasu. Kristina żartuje, że wcale się tak strasznie nie napracował, bo po drzewko miał jedynie kilka kroków, a i tak najwięcej czasu zajmuje strojenie. Ale nikt nie zrobi tego lepiej niż Kristina.
Jak w każdym szwedzkim domu będą tulipany i gwiazdy betlejemskie, dużo sosnowych gałązek, na drzwiach wieńce z rajskimi jabłuszkami i jarzębiną, a na stole ozdoby z jabłek. W Wigilię powycina w nich otwory i powkłada zapalone świeczki. – Ale w kuchni robię miejsce dla Johannesa, bo on świetnie gotuje. Mnie najlepiej wychodzą słodkości – dodaje.
Święta nigdy ich tak nie cieszyły jak teraz. Jeszcze dwa lata temu Boże Narodzenie spędzili w wynajmowanym domu na przedmieściach Umeå. Takim wykończonym pod klucz z pomocą profesjonalnego dekoratora wnętrz. – Wszystko nowe i modne. Nie do końca czuliśmy się tam jak u siebie – dodaje Johannes.
Gdy rodzina zaczęła się powiększać, coraz bardziej zaczęło im to przeszkadzać. – Marzył mi się dom jak z XIX-wiecznych obrazków Carla Larssona – opowiada Kristina. Malarz i architekt na akwarelach portretował swoje życie rodzinne i przez lata kształtował gust Szwedów, często nazywa się go ojcem stylu skandynawskiego.
Kristina też chciała zamieszkać w drewnianym domu z gankiem, piecem kaflowym i kwiecistymi tapetami na ścianach. – Wychowałam się na blokowisku. Mieć w końcu własny ogródek i las za oknem to było marzenie.
Razem z Johannesem przygotowali się na frustrujące przeglądanie ofert, ale poszło szybciej, niż się spodziewali. – Na kolacji u przyjaciółki opowiedziałam wszystkim o naszych planach. I jak na zawołanie koleżanka rzuciła, że jej wuj właśnie wyprowadza się do swojego syna – wspomina. Sprzedawał dom z 1927 roku, obity czerwonymi deskami, wokół tylko las i jezioro.
Długo się nie zastanawiali. Teraz w święta łatwiej zebrać im całą rodzinę w jednym miejscu, bo każdy chce łyknąć trochę świeżego powietrza i nasycić się sielskim życiem. – No i ten śnieg! W mieście takiego nie znają – śmieje się Johannes. Oczywiście najwięcej frajdy ze śniegu mają dzieci.
Dla Yngvego i Haralda rodzice przygotowują małą olimpiadę. Są zawody saneczkowe, toczenie śnieżnej kuli, wyścigi na łyżwach. Mała Ebba podpatruje braci i już stawia pierwsze kroki na lodowisku. I tak jak reszta rodziny wieczorem siada do wspólnego muzykowania.
tekst: Mariana Schroeder/Living4media/Free
zdjęcia: Camila Isaksson/Living4media/Free
opracowanie: Magdalena Burkiewicz