W Holandii nieczynny kościół może stać się domem. Tak jak ten w maleńkim Tijnje. W troskliwych rękach Maaike, zamiast niszczeć, tętni życiem rodzinnym.
Kościół zamieniony w dom jednorodzinny
Gdyby nie te okna, to patrząc z zewnątrz, trudno byłoby się domyślić, że to dawny kościół. Sto lat temu protestanci budowali prosto i skromnie. Jednak w środku górująca nad salonem ambona nie pozostawia żadnych wątpliwości. Kiedyś w głębi za nią naprawdę stał ołtarz.
Budynek jest z 1908 roku, ale od ponad 20 lat nie pełni już swojej funkcji. Podobnie jak setki innych kościołów na holenderskiej prowincji, gdzie została tylko garstka wiernych. Ten w Tijnje, maleńkiej miejscowości na północy, przeszedł gruntowny remont i został zaadaptowany na dom, jeszcze zanim kupili go Maaike i Onno. Mimo to młodzi mieli wątpliwości, czy wypada mieszkać w takim miejscu. Budynek ma długą historię i dla starszych mieszkańców miasteczka wciąż wiele znaczy. Pamiętają czasy, gdy z ambony przemawiał pastor.
– Ale jak tylko weszliśmy do środka, zaniemówiliśmy z wrażenia. Wprawdzie ogromna pusta przestrzeń nie miała wiele wspólnego z ciepłą domową atmosferą, lecz pomyślałam, że już moja w tym głowa, jak to zmienić. Jestem przecież stylistką – mówi Maaike. Wszystko składało się aż za idealnie: zależało im, aby dom był stary, ale nie wymagał remontu, bo niedługo miała przyjść na świat Amelka i nie mogli sobie pozwolić na totalny rozgardiasz. Kościół w 2006 roku przeszedł gruntowny remont i został zaadaptowany na dom. Jedyne, co zostało do zrobienia, to urządzić go.
Do natury przez kładkę
– Po drugie, szukaliśmy czegoś w moich rodzinnych stronach, blisko rodziców, a jednocześnie z dala od miasta, blisko przyrody. Tu wystarczy otworzyć furtkę na tyłach ogrodu i przejść przez kładkę nad strumykiem, by znaleźć się w lasku – tłumaczy gospodyni. Oboje z mężem uprawiają jogging (startują nawet w lokalnych maratonach) i furtka
za domem to ich przejście do innego świata. Z porannych treningów Onno często wraca z jakimś skarbem – znajduje ptasie pióra, gałązki, polne kwiatki. Przyklejają je do ściany kolorowymi taśmami, razem z pocztówkami i pamiątkami z wakacji. – Właśnie takie drobiazgi sprawiają, że dom staje się przytulny. U nas w każdym pokoju zobaczysz paski kolorowej taśmy. Jak nie na ścianie, to na jakimś słoiczku – śmieje się Maaike.
Dekoracje w stylu skandynawskim
Dopóki Amelia nie podrośnie, młoda mama nie wróci na pełny etat. Na razie pracuje tylko dwa dni w tygodniu dla sklepu z meblami w pobliskim Zwolle. Wcześniej,
zanim przeprowadzili się tu z Utrechtu, Maaike pracowała dla kilku firm jako dekoratorka okien i dostawała zlecenia w całej Holandii. Jeżdżąc po kraju, odkryła wiele fajnych sklepików i antykwariatów z wnętrzarskimi dodatkami. Kiedy urządzała swój nowy dom w Tijnje, wiedziała, gdzie szukać oryginalnych mebli i drobiazgów. Rysunki nad stołem w jadalni kupiła w sklepiku-kafejce w Arnhem, indyjskie drzwi, które oddzielają kuchnię od dawnej zmywalni, gdzieś na trasie do Groningen. Przyznaje, że największą słabość ma do tapet. – W naszym poprzednim domu tak często je zmieniałam, że ściany miały już pięć różnych warstw. Obiecałam sobie, że nie będę tu tak szaleć, ale nie wiem, jak długo wytrwam w tym postanowieniu – śmieje się gospodyni. Na ścianę w salonie, przy jadalni, wyszukała tapetę w czaple, a do pokoju Amelki – w budki dla ptaków.
Imię dla córki wybrali na cześć bohaterki ich ulubionego filmu – „Amelii” Jeana-Pierre’a Jeuneta. – Wierzymy, tak samo jak Amélie Poulain, że dzięki małym dobrym uczynkom świat staje się lepszy, a dzięki uroczym drobiazgom – piękniejszy – tłumaczy Maaike. Stąd te bibeloty w ich domu: obrazki ze zwierzętami, muszelki, karteluszki. Niby nic nieznaczące drobiazgi, ale Maaike układa z nich niezwykłe kompozycje, które przypominają karty rodzinnej kroniki. Jak mówi filmowa Amelia: „Jeśli ktoś wskazuje
palcem na niebo, tylko głupiec patrzy wtedy na palec”.
Fotoblog właścicielki: instagram.com/fleursdamelie
Tekst i zdjęcia: Jeltje Janmaat/House of pictures
Opracowanie: Agnieszka Berlińska