Najłatwiej barwi się łupinami cebuli i owocami czarnego bzu. Na brązowo i fioletowo. Chociaż nigdy tak do końca nie wiadomo, co wyjdzie. I to jest najfajniejsze!
Czasem jeden dzień, jedno wydarzenie, może zmienić w życiu wszystko. Dla Mariki Grzelak to była wycieczka do zamku w Janowcu na pokaz średniowiecznej mody i pojedynków rycerskich. – Zachwycił mnie klimat tamtych czasów. Kiedy żyło się blisko przyrody, we wspólnocie – wspomina. – Zapisałam się do Chorągwi Rycerstwa Ziemi Lubelskiej i zaczęłam tkać krajki i szyć suknie wzorowane na ubraniach, które szyto wieki temu. Mam pełną szafę takich ciuchów – mówi Marika. Aż w końcu stwierdziła, że to jej nie wystarcza, że chciałaby nauczyć się tego rzemiosła „od podszewki”, zaczynając od strzyżenia owiec i zrobienia przędzy na kołowrotku, a kończąc na jej barwieniu i tkaniu na krosnach.
– Najbardziej z tego wciągnęło mnie farbowanie tradycyjnymi metodami. To świetna zabawa, bo nigdy nie wiadomo, co wyjdzie, rośliny potrafią zaskakiwać. Najłatwiej osiągnąć kolor brązowy i żółty. Wystarczy włożyć do garnka łupiny cebuli i zrobić wywar, włożyć wełnę i gotować na małym ogniu. Ten sposób zna każdy, kto koloruje wielkanocne jajka. Na zielono barwi się liśćmi brzozy, na fioletowo owocami czarnego bzu, orzech włoski daje brąz, a szkarłatka bardzo intensywny róż. Ale nie wszystkie eksperymenty się udają.
– Na przykład buraki, choć mają intensywny kolor, szybko go tracą – mówi Marika. Pierwsze buraczane próby bardzo ją rozczarowały. Ale się nie zraziła, ciągle eksperymentuje. Do barwienia używa nie tylko owoców, kwiatów czy liści. Raz wsypie trochę sody, innym razem wrzuci gwoździe i patrzy, jak to wpłynie na efekt. Ałun dodany do wywaru z kruszyny sprawi, że barwa będzie mocniejsza, głębsza. Inspiracji Marika szuka w internecie, głównie na zagranicznych stronach, bo na świecie jest mnóstwo entuzjastów naturalnego barwienia tkanin.
– W dawnych czasach najwięcej płacono za ubrania czerwone i niebieskie, bo uzyskanie tych kolorów było najtrudniejsze. Do farbowania na czerwono używano marzanny i czerwca polskiego, ale niebieski był prawdziwym wyzwaniem. Przygotowywano go na bazie sfermentowanego i klarowanego moczu. Najlepiej, jeśli był dziecięcy, bo najczystszy. Chyba nigdy nie zdecyduję się na wypróbowanie tej metody – śmieje się Marika.
O swoich eksperymentach z kolorami pisze na blogu NaKram. Najczęściej farbuje owczą wełnę, bo ona najszybciej przyjmuje kolor i najdłużej go zachowuje. Płótno, które często bywa używane do szycia stylizowanych średniowiecznych strojów, jest oporne na naturalne barwniki. Często nawet nie widać różnicy przed farbowaniem i po nim. Do tego szybko traci kolor i błyskawicznie płowieje na słońcu. – Jeśli ktoś chce do ubrania z płótna dodać kolor, najlepiej niech ufarbuje kawałki wełny lub jedwabiu i obszyje nimi dekolt czy rękawy – proponuje Marika. – Świetne efekty można uzyskać, barwiąc jedwab. Trzeba tylko pamiętać, że jeśli nawet osiągniemy pożądany kolor, potem trzeba o takie ubranie odpowiednio dbać. Dzisiejsze detergenty są tak mocne, że jednym praniem możemy zniszczyć kolor. Najlepiej więc używać delikatnych ekologicznych płynów opracowanych z myślą o alergikach. Trzeba też pamiętać, że tkaniny płowieją na słońcu, więc należy suszyć je w cieniu.
– W zabawie w odtwarzanie dawnych kolorów najbardziej fascynujące jest to, że nie do końca wiemy, jakie dokładnie były ich odcienie – mówi Marika. – Wykrojów czy tkanin zachowało się bardzo niewiele. Przypomina to więc błądzenie między odkryciami archeologów a tradycyjnym wiejskim rzemiosłem. Bo to na wsiach uchowało się dziedzictwo, o którym miasto dawno zapomniało.
Kontakt do pracowni: nakram.blog.pl. Nakram ma też profil na facebooku.
Tekst: Katarzyna Szczerbowska
Zdjęcia: Igor Dziedzicki
Stylizacja: Agata Jaworska