Żeby włosy nie stały dęba

Kiedy zimą centralne ogrzewanie lub klimatyzacja wysuszają nam skórę na twarzy, rękach czy w nosie, wiemy, co robić. Nawilżające kremy i krople z solą morską załatwiają sprawę. Z przesuszonymi włosami jest znacznie trudniej: matowieją, łamią się i elektryzują. Samo nawilżenie im nie wystarczy.

Oczywiście, można nastroszoną fryzurę przyklepać na mokro, ale po chwili, gdy woda wyparuje, włosy znów staną dęba. Nasze babcie miały na to sposób: szczotkowanie naturalnym włosiem. Podobno trzeba było zrobić to sto razy dziennie, żeby przywrócić splotom blask (to nie żadne czary, czesanie równomiernie rozprowadza po kosmykach tłuszcz). Panów ratowała brylantyna z olejku migdałowego lub rycyny.

reklama

Dziś raczej nie wetrzesz takiej mikstury przed wyjściem do pracy, ale półgodzinny kompres z oliwy z oliwek czy olejku rycynowego zafunduj sobie wieczorem, a potem spłucz wodą z cytryną. Możesz także zrobić w domu naturalny żel z siemienia lnianego, który utrwala i nawilża fryzurę. Weź dwie łyżki nasion lnu, zalej szklanką wody, zagotuj i po 15 minutach odcedź galaretkę do słoika. Nakładaj na suche lub mokre włosy.

Ostatnia rada: zamień plastikowy grzebień na drewniany, najlepiej z drewna neem, czyli miodli indyjskiej. Nie tylko nie elektryzuje, ale na dokładkę pięknie pachnie.

Zobacz również