Makaty z jelonkami, grzybiarzami, sadami pełnymi owoców. Zębate stwory i pola rumianków. Tkać jak Filomena Krupowicz potrafi może kilka osób na Podlasiu.Jej geometryczne motywy przypominają inkaskie wzory na derkach i ponczach.
Liczenie i przeplatanie nitek to żmudna robota, więc coraz mniej osób się w to bawi. Nawet na Podlasiu, gdzie jeszcze niedawno w każdym domu stał kołowrotek i krosna, dziewczyny nie garną się do tkania. Jedna wnuczka pani Filomeny wyjechała za granicę, druga studiuje finanse i bankowość, trzecia jest weterynarzem. Tylko najmłodsza Marzenka czasem towarzyszy babci, ale i ona tkaczką pewnie nie będzie. – Ile to razy trzeba uderzyć krosnem, żeby taką makatkę zrobić? – uśmiecha się jej babcia. – Młodym brakuje czasu, cierpliwości.
Siedzimy w maleńkim warsztacie. Ona przy kołowrotku, bo sama przędzie nić na swoje gobeliny. – Owiec już mało, ale zawsze trochę wełny mam od rolników – opowiada. – Piorę ją, suszę, skubię i do gręplarni wiozę. A potem nić robię, o tak… Noga pracuje od niechcenia na pedale, a palce równiutko i z wyczuciem biorą po odrobinie runa z kądzieli i lekko ciągną. – Nie wolno skręcać – przestrzega pani Filomena. – Szybko się tego nauczyłam. Mama przędła, a ja z nią. Zawsze narobiłam kiełbasek i musiała poprawiać. To dlatego, że za mocno skręcałam.
Pod palcem czuć, że to inna wełna niż sklepowa. Miękka, sprężysta. Nitka idzie przez grzebyczek, żeby się równo na szpulkę nawijała. – O, tym właśnie ukłuła się śpiąca królewna – pani Filomena pokazuje dużo igiełek na wrzecionie. Kiedyś sama wełnę farbowała. Dębową korą na brąz, bylicą na żółto. – Teraz to leśniczy mandat by dał, jakby mnie zobaczył w lesie.
Kołowrotek monotonnie turkocze. Wabi kota Sonara, który często wpada, gdy tkaczka siedzi w warsztacie. – Mądry jest, miauczy, żebym go wpuściła. Jesienią można tak prząść i prząść i zapomnieć o bożym świecie.
Tkanina ma płócienny splot w dwóch kolorach; po dwie nici osnowy i wątku. Na jednej i drugiej stronie wychodzi ten sam wzór, ale innej barwy. – Każda nitka musi mieć swoją drogę – pokazuje tkaczka. Rzędy przybija się grzebieniem. Solidnie trzeba ubić. Wielka sztuka zrobić wzór bez supełków, żeby nić za nić zachodziła, gdy się szpulka kończy. – Pamiętam, jak pierwsze dwa dywany zawiozłam do Cepelii w Białymstoku. A tam akurat kontrola była, sprawdzali, czy nitki są powiązane. Ale u mnie żadnego supełka nie znaleźli. Po plecach mnie poklepali – wspomina z dumą.
Skąd bierze wzory? Z głowy (ale kiedyś odetkała ze zdjęcia dwa przedwojenne gobeliny). Tu młodzi w sadeczku, co się za ręce trzymają, tam ptaki na drzewach, a pod drzewami grzyby. Rozumiem, że bocianie sejmiki, jelonki w lesie to owszem, z głowy, ale te dziwaczne stwory z długimi nosami albo zębiskami jak piła przecież nie wychodzą z lasu za płotem? – To zwierza – uśmiecha się pani Filomena. – Zwierza to zupełnie inna historia. Stara, przedwojenna.
Panią Filomenę robienia gobelinów nauczyła teściowa, Scholastyka Krupowicz – znana janowska tkaczka. W latach 30. współpracowała z Eleonorą Plutyńską z warszawskiej ASP. Już wtedy technika tkania dwuosnowowego była stara, a kobiety, zamiast ludowych wzorów, kopiowały fabryczne żakardy. Plutyńska zachęcała jednak tkaczy, żeby tworzyli własne motywy i sami barwili swoje wełny, zamiast sięgać po syntetyczne kolory i wzory modne w mieście.
Przywiozła z Kaukazu dywan, żeby im pokazać, że na drugim końcu świata też są tkacze i piękne ludowe wzory. Na dywanie był tygrys z wielkimi pazurami. Dziki zwierz tak podziałał na wyobraźnię janowskich tkaczy, że… nagle na tkaninach zaczęły pojawiać się fantastyczne stwory. Zwierza – powiedział ktoś z podziwem i tak już zostało. Ale pani Izumi, Japonce z Krakowa, najbardziej podobały się szaro-białe rumianki. – Utkałam jej gobeliny, zadowolona była – uśmiecha się pani Filomena.
Teraz szykuje wełnę na gobeliny, które wystawi w konkursie. Temat: „Życie kobiety na wsi”. Głowi się tylko nad wzorem. – Te nowoczesne krów doić nie umieją, kur nie chowają, bo i po co, jak jajka są w sklepie. Telewizor wytkam czy jak?
Tekst: Joanna Halena
Zdjęcia: Karolina Migurska (współpraca K. Migurski), Elżbieta Socharska
Pracownia tkactwa dwuosnowowego na szlaku rękodzieła ludowego podlasia filomeny krupowicz, ul. sokólska 50, 16-130 janów, tel. 85 721 61 28