Poniemiecka chata gdzieś na Mazurach. Blisko natury i zwyczajnego szczęścia. Gromada zwierzaków, własna winnica. Świat Izy i Rafała.
Jest dziewiąta rano. Drzwi domu w Lipowie otwiera Iza. Do ogrodu wybiega cały zwierzyniec: berneńczyk mazurski o imieniu Bobik i krótkich łapach (dzięki nim może zmieścić się pod szlabanem) i siedem kotów! To one tu rządzą, pies jest „pod pantoflem”.
Iza właśnie parzy w kuchni ulubioną zieloną herbatę. Potem poranny rytuał: z kubkiem w ręku, w piżamie, siada na ganku. Zjada niespiesznie śniadanie. Właśnie tak zaczyna się prawie każdy dzień w Lipowie. Prawie. Bo zimą jest inaczej. Pierwszy wstaje Rafał. Pali w kozach, kuchni kaflowej, a potem chwyta za łopatę i walczy ze śniegiem, który czasem sięga do maski terenowego samochodu.
Zimą jest tu cicho i spokojnie, gospodarze odpoczywają po lecie pełnym wrażeń, gdy do Lipowa zjeżdżają goście. Wtedy Iza ma sporo pracy – na głowie ogródek, dzięki któremu mieszczuchy mogą się najeść pysznych i zdrowych warzyw, 20 hektarów łąk do skoszenia! No i winnica. Największa pasja Rafała. A zaczęło się od… piwa. – Mąż kolekcjonował wszystko, co związane z piwowarstwem dawnych Prus Wschodnich. Potem zainteresował się innymi lokalnymi napitkami. Okazało się, że na przykład w Sorkwitach jeszcze w XIX wieku były winnice, a że oboje lubimy dobre wino, zrodził się pomysł stworzenia własnej – opowiada Iza. Na razie mamy 1500 krzewów. Siedząc na ganku obrośniętym winoroślą, czujemy się jak w Toskanii.
Dom w Lipowie to dom otwarty. Przez cały rok. W sezonie dla zaprzyjaźnionych turystów, późną jesienią i zimą dla znajomych i sąsiadów. Zdarza się, że mieszka tu nawet kilkanaście osób. Ale goście radzą sobie sami. Śniadanie przygotowuje ten, kto wstanie pierwszy. To żaden problem, bo wszyscy czują się tu jak u siebie.
Gdy kupowali siedlisko – chatę z 1928 roku – znajomi kręcili głowami, że owszem, miejsce piękne, ale dom nadaje się do rozbiórki. Zdecydowali inaczej. Przez dwa lata walczyli z remontem. Tyle czasu trzeba było, by spełnić marzenie Rafała: dom bez PCV, wtedy pierwszy taki w Polsce. Zdrowy i ekologiczny. Wszystkie instalacje, rury, kable, gniazdka, przełączniki są wolne od tej trucizny.
Już na początku spotkała ich miła niespodzianka. Znaleźli okno, dawno temu zamurowane razem z firanką! Teraz mogli odtworzyć wszystkie pozostałe. Nie udałoby się bez genialnego majstra, pana Piotra. Niewiele go dziwiło, ale raz Izie udało się wprawić go w osłupienie. – Gdy wybrałam kolory ścian – śmieje się. – Nie pasował mi żaden gotowy, więc sama mieszałam farby. Majster na widok bardzo ciemnego różu w pokoju gościnnym oniemiał. Nie mógł uwierzyć, że wybrałam taki „rozpustny” kolor.
Za urządzanie Iza zabrała się sama. Z sukcesem. Znajomi opowiadali swoim znajomym – i w Lipowie zaczęli pojawiać się obcy ludzie z nieśmiałym pytaniem, czy mogą obejrzeć dom. To dodało Izie skrzydeł – skończyła kurs projektowania wnętrz. Może to będzie jej nowy zawód?
Tekst: Karolina Morelowska
Stylizacja: Szymon Zgorzelski
Zdjęcia: Michał Mrowiec
Kontakt do właścicielki: Iza Lota, tel. 502 183 035