Pogryzione nogi od stołu, rozszarpane kapcie, bałagan – tego wszystkiego można uniknąć. Trzeba tylko umiejętnie zabrać się do pracy już pierwszego dnia.
Jeśli od początku będziemy uczyć psiaka odpowiednich zachowań, ryzyko, że pojawią się te niepożądane, jest o wiele mniejsze. Trening – część pierwsza. Psy najczęściej załatwiają potrzeby po zabawie, posiłku albo drzemce. Wtedy przynajmniej na kilka minut wyprowadzamy szczeniaka na spacer. Jeśli nie minął czas kwarantanny po szczepieniach, sytuacja jest trudniejsza. Dlatego gdy bierzemy psa z hodowli, zawsze pytajmy, kiedy szczenięta były szczepione po raz pierwszy. Im wcześniej, tym lepiej – przymusowe „uwięzienie” w domu będzie krótsze.
Na okres kwarantanny przygotujmy „psią ubikację". Najlepiej wyłożyć fragment mieszkania ligninowymi podkładami (kupimy je w aptece) i w odpowiednim czasie wynosić tam malucha. Jeśli nasiusia na podkład, nagradzamy go słowem i przysmakiem.
A co, jeżeli zdarzy się wpadka? Nic. Sprzątamy i ignorujemy wydarzenie. W żadnym wypadku nie można wsadzać psiego nosa w odchody! To metoda barbarzyńska, która wywoła jedynie strach przed właścicielem. Stopniowo zmniejszamy liczbę podkładów. Kiedy szczeniak może już wychodzić, wynosimy je na dwór i stawiamy na nich malucha – gdy się tam załatwi, nagradzamy.
Czas nauki higieny zależy od psa. Bywa, że koło czwartego miesiąca mamy problem z głowy, ale na ogół dopiero sześcio-, siedmiomiesięczne psy zaczynają rozumieć, gdzie trzeba siusiać. Najważniejsza zasada to budowanie więzi. Ta nigdy nie może być oparta na strachu. Nie karcimy, nie krzyczymy, pożądane zachowania nagradzamy. Często zdarza się, że świeżo upieczony właściciel wpada w „pułapkę urlopową”. Pełen dobrych chęci bierze wolne, by ułatwić szczeniakowi zaaklimatyzowanie się w nowym domu i... cały swój czas tylko jemu poświęca. Psiak dowiaduje się więc, że pan jest na każde skinienie. Tymczasem przez te parę dni powinniśmy nauczyć malucha zupełnie czegoś innego – tego, że będzie musiał zostawać sam.
Przygotowujemy psiakowi ogrodzony kącik („zagródkę” możemy kupić w sklepie meblowym czy z zabawkami). Wstawiamy tam miskę z wodą i otwarty kontenerk. Bawimy się z psem, a potem zostawiamy go samego. Na pociechę dajemy mu kilka przysmaków, najlepiej do żucia albo wylizywania (do zabawki typu „kong” upychamy jedzenie o mazistej konsystencji) – to go zajmie i uspokoi. Wychodzimy do sąsiedniego pokoju. Wracamy, kiedy jest spokojny. Stopniowo wydłużamy czas nieobecności – od kilku do kilkudziesięciu minut. W ten sposób maluch odbiera „lekcję samotności" – kiedy pójdziemy do pracy, nie będzie szalał, bo zna już tę sytuację. Na początku niech psi kącik będzie niewielki, z czasem może obejmować coraz większy fragment mieszkania. Jeśli po powrocie z pracy zauważymy, że pies narozrabiał, znów na jakiś czas ograniczamy mu przestrzeń.
Pamiętajmy: jeśli pogryzł kapcie, które zostawiliśmy na jego terytorium, wina jest nasza. Co robić? Kapcie wyrzucić, a następne chować. Kiedy się bawimy? To musi być nasza inicjatywa. Czas powinien być podzielony: na ten, który pies spędza z panem i ten, kiedy zajmuje się sobą sam. Przy zabawie od razu uczymy go, co wolno, a czego nie. Uważajmy na gryzienie. Kiedy psiak jest mały, to pół biedy, ale kiedy podrośnie, nie będzie już tak wesoło. Zabawę można też wykorzystać podczas szkolenia – jako nagrodę za dobrze wykonane ćwiczenie.
Szczeniak poznaje świat. Zanim ukończy czwarty miesiąc, nie boi się ani nowych sytuacji, ani ludzi. Wtedy najlepiej przeprowadzać tak zwaną socjalizację. Potem może być trudniej. Nawet gdy mieszkamy na wsi, warto pojechać z psem do miasta, by zobaczył tłumy i samochody. Jeśli przechodzi wtedy kwarantannę poszczepienną, weźmy go na ręce – niech choćby z tej pozycji zobaczy wielki świat.
Ważna sprawa: weterynarz. Zabierzmy szczeniaka do lecznicy. Nie na badanie, ale po to, by poznał samo miejsce. Lekarz da mu kilka smakołyków, co będzie się psiakowi miło kojarzyło i przy następnej wizycie nie zareaguje nerwowo. Pójdźmy też z nim do parku, niech pozna inne czworonogi. Ale uwaga: zanim wpuścimy szczeniaka między dorosłe psy, zapytajmy właścicieli, czy to bezpieczne. Jeśli usłyszymy, że jest ryzyko, odchodzimy. Inna sytuacja: idziemy z naszym maluchem, a przechodnie koniecznie chcą słodkiego pieska pogłaskać. Wtedy najlepiej poprosić, żeby przykucnęli, zachęcili psiaka, by podszedł, dali mu z ręki smakołyk (w kieszeni zawsze dobrze mieć kilka przysmaków).
W wychowywaniu najważniejsza jest konsekwencja. Jeszcze zanim pies pojawi się w domu, radzę, żeby usiąść z rodziną i spisać, co będzie mu wolno, a czego nie. Potem wszyscy muszą tych zasad przestrzegać. Jeśli godzimy się, żeby pies spał z nami w łóżku, pozwalajmy na to zawsze, nawet gdy jest niepogoda i psie futro może nie być za czyste. Jeśli zabraniamy, to nie wpuszczajmy go w ogóle. Gdy mimo zakazów szczeniak wejdzie na kanapę, zdejmijmy go łagodnie, bez krzyku i karcenia.
Prawidłowych zachowań uczymy od początku. Bądźmy przy tym przewidujący. Na przykład: mały psiak ciągnie na smyczy. Póki jest mały, to nam nie przeszkadza. Co jednak będzie, gdy stanie się dużym brytanem? Próbujmy też uczyć psa savoir-vivre’u. Gdy przychodzą goście, nie powinien na nich skakać – nie każdy to lubi. Wysyłamy go wtedy na posłanie. Nie od razu odniesiemy sukces, ale trzeba próbować. Zawsze pracujemy techniką nagradzania. Na pewno zadziała!
Psie emocje. Różne rasy wymagają różnego prowadzenia. Warto wcześniej poznać potrzeby naszego psa. Na przykład owczarki środkowoazjatycki czy kaukaski mogą bać się nieznajomych. Musimy więc szczególnie zadbać o to, by do czwartego miesiąca życia psiak miał jak najwięcej miłych kontaktów z ludźmi – inaczej potem ze strachu pojawi się agresja.
W przypadku labradorów warto od początku skupić się na szkoleniu. To psy spontaniczne, chętnie się uczą. Kiedy więc labrador zbyt energicznie wita gości, nauczmy go komendy „siad” czy „na miejsce”. Musi mieć komunikat, że nie z każdym można obchodzić się tak, jak z panem. Nauczmy go też spokojnego chodzenia na smyczy – niech wie, że nie za każdym psem można biec i się bawić.
Psom zaganiającym – border collie czy owczarkowi australijskiemu – rzucajmy na spacerach frisbee i uczmy je spokojnego zachowania. Powinny wiedzieć, że dziecka na rowerku nie można „zaganiać” ani podgryzać po nogach.
Teriery, które mają dużą potrzebę ruchu, przekonajmy, że to my decydujemy, kiedy jest czas na zabawę, a kiedy trzeba zachowywać się grzecznie.
Z kolei jamniki mają ogromną potrzebę węszenia, poznawania przestrzeni. Dobrze wiedzą o tym właściciele jamnika i ogródka – na ogół cała ziemia jest dokładnie zryta. Rozwiązaniem jest „piaskownica”. Wyznaczamy teren i zakopujemy tam psie zabawki – niech kopie i szuka.
Wreszcie popularne ostatnio beagle to psy niezależne. Od początku dużo czasu trzeba poświęcić, żeby nauczyć je przychodzenia na komendę, przy beaglu to niezbędne. Dobrze też urządzać mu zabawy węchowe, układać ślad – niech tropi, szuka, węszy. I dbajmy o dobry kontakt z psem – w przypadku beagla to szczególnie ważne.
Jak zrozumieć i wychować psa? Pomaga i doradza Piotr Wojtków, specjalista szkolenia psów ze szkoły DOGadajcie się (www.dogadajciesie.pl).
Chodzenie na luźnej smyczy – krok po kroku
W prawej dłoni trzymamy smycz, w lewej, zamkniętej, mamy ulubiony psi smakołyk (zanim zaczniemy pracę, powinniśmy sprawdzić, za co nasz pies „da się pokroić” – surowe mięso, żółty ser, kawałek parówki). Interesujemy psa zapachem smakołyka, po czym dłoń z przysmakiem trzymamy na wysokości mostka. Gdy pies nie odrywa od nas wzroku, ustawiamy się tak, aby był z naszej lewej strony. Smycz powinna być luźna i przybierać kształt litery „U”. Ruszamy do przodu, wydając komendę „równaj”. Gdy pies idzie równolegle przy nas, chwalimy go radosnym tonem (jeżeli pies nie potrafi się dłużej na nas skoncentrować, możemy raz na jakiś czas dać mu smakołyk). Jeżeli traci zainteresowanie – zwracamy jego uwagę „cmoknięciem” i idziemy dalej. Kiedy przejdzie skoncentrowany na nas kilka kroków, kończymy ćwiczenie, wydając komendę „koniec”, potem nagradzamy psa.
UWAGA – nie każdego psa do ćwiczenia zmotywuje jedzenie. Możemy wykorzystać zabawkę, na przykład ulubioną piłeczkę – będzie pełnić rolę smakołyka. Jeżeli pies lubi przeciągać się „szarpakiem” – trzymajmy piłkę na sznurku i pod koniec ćwiczenia pobawmy się w przeciąganie. Stopniowo odległość wspólnego chodzenia wydłużamy. Gdy pies opanuje tę umiejętność – zaczynamy trenować skręty – w lewą stronę i w prawą. Na początku są szerokie, o dużym promieniu, stopniowo je „zacieśniamy”, tak aby w końcu pies potrafił płynnie skręcać, gdy promień jest niewielki (około metra).
Wysłuchała: Joanna Derda
Fotografie: Joanna Kossak, Getty Images/Fpm