Dzień tego milusiego misia (18 stycznia) to jeden z ulubionych dni wszystkich przedszkolaków. Bo gruby, nieco głupawy Puchatek o niepohamowanym apetycie na miód, pomimo sędziwego wieku 85 lat i brutalnego liftingu, jaki zafundował mu Disney, wciąż jest ich faworytem numer jeden. Miś „narodził się” jako bohater opowiadań pisanych przez Alana Aleksandra Milne’a dla synka, małego Krzysia. Pierwowzorem Kubusia była mieszkająca w londyńskim zoo Winnipeg, oswojona niedźwiedzica – niegdyś maskotka kanadyjskiego wojska (odpowiednik naszego Wojtka, niedźwiedzia armii Andersa). Od 1814 do 1936 roku spędzała emeryturę, bawiąc się z tłumnie odwiedzającymi ją dziećmi. Winnipeg doczekała się nawet pomnika. Notabene odsłaniał go ten sam Krzyś, tyle że wówczas już 61-letni.
Pierwsza książka o Kubusiu ukazała się w 1926 roku i choć odniosła błyskawiczny sukces, na jej polskie tłumaczenie (Ireny Tuwim) trzeba było poczekać ponad dekadę. Plotka głosi, że opóźniał je sam Piłsudski, którego irytował „imperialistyczny” miś zajmujący się głównie obżarstwem. Oprócz „klasycznego” istnieje jeszcze jedno tłumaczenie (Moniki Adamczyk z 1986 roku), w którym Kubuś nie jest Kubusiem, lecz Fredzią Phi-Phi. Autorka jednak nie przerabia go na dziewczynę – Fredzia jest rodzaju męskiego, tylko imię ma żeńskie, po pierwowzorze, niedźwiedzicy Winnie. Niestety, w latach pięćdziesiątych XX wieku Kubusia „kupiła” The Walt Disney Company i raz-dwa zarejestrowała jego imię jako znak towarowy na całym świecie. Od tej pory nikt nie ma prawa głośniej powiedzieć słowa „Puchatek” bez pozwolenia tej multikorporacji. Bogu dzięki, nikt nigdy nie zabroni nam pograć 18 stycznia w misie-patysie, najeść się miodu albo przynajmniej pobyć przez chwilę uroczym, życzliwym całemu światu głuptaskiem.
Tekst: Weronika Kowalkowska
Fotografie: Zbigniew Kosycarz/ Kfp/ Reporter/ East News, Getty Images/ Fpm, Medium, Be&W, Wikipedia, shutterstock.com