4 grudnia
Jak mówi staropolskie przysłowie: „W dzień świętej Barbarki idź do boru na tarki”. W kwestii rzeczonej Barbarki mamy jasność – 4 grudnia, dzień świętej Barbary z Nikomedii, dziewicy i męczennicy zadenuncjowanej przez własnego ojca, pocieszanej przed egzekucją przez samego Chrystusa w asyście aniołów. Patronki panien na wydaniu, budowniczych, architektów, flisaków, marynarzy, ale przede wszystkim górników obchodzących na jej cześć tak zwaną Barbórkę. Ale o co chodzi z tym borem i tarkami? Już tłumaczę. Tarka to nic innego, jak tarnina, krzewiasta prababka śliwy domowej, rosnąca dziko w naszych lasach i na miedzach. Jej drobne, granatowe owoce aż kipią od cukrów, tłuszczów i witaminy C.
Nie dziwota więc, że bardzo często robi się z nich konfitury, soki, wina i nalewki. Jest tylko jedno ale – owoce tarniny są piekielnie cierpkie i gorzkie, dlatego, aby nadawały się do działań kuchennych, trzeba cierpliwie poczekać… do pierwszych przymrozków. A najlepiej do dnia świętej Barbary, bo dopiero wtedy, kilkakrotnie przemrożone i pozbawione większości garbników oraz kwasów, zrobią się słodkie. Kiedyś wiedzieli o tym wszyscy i 4 grudnia „na tarki” do lasu ruszały całe wsie wyposażone w zestaw wielkich płacht, do których strząsano i zbierano owoce. Potem można było łup zalać spirytusem, zasypać cukrem, przesmażyć albo zamarynować i raz na zawsze przestać się martwić zimowym niedoborem witaminy C.
Fotografie: Forum