Najpierw była wiejskim spożywczakiem. Potem zamieniono ją na letnisko. Ale dopiero Anna sprawiła, że nieciekawa chałupa nabrała rumieńców. Stała się uroczym myśliwskim domkiem.
Domek po sklepie nie był ani specjalnie ładny, ani duży. Jakim więc cudem, bez żadnej rozbudowy, mieszczą się tu cztery sypialnie z łazienkami, przestronny salon z wielką sofą, jadalnia, dwa kominki? Wygląda na to, że Anna jest czarodziejką, która sprawia, że jak w „Harrym Potterze” wnętrze rozciąga się do prawie pałacowych rozmiarów. – Tajemnicza Anno, przyznaj się, gdzie twoja różdżka? – Och, jak bym chciała ją mieć – śmieje się Anna. Przerobienie domku wymagało więcej zachodu niż jedno machnięcie czarodziejską różdżką. Na szczęście Anna ma doświadczenie w sprawach „niemożliwych” – jest architektem, prowadzi firmę Arte Mobili, która projektuje domy i urządza wnętrza. W domku-sklepiku prawie wszystko zrobiono na specjalne zamówienie.
U stolarza z Biłgoraja powstały szafki i stoliczki z wydrążonych pni, bo miało być trochę wiejsko, a trochę leśnie. Surowy pień drzewa zastąpił odrapany słup konstrukcyjny, który szpecił wnętrze. Niektóre umywalki wykuto z ogromnych polnych kamieni. Do tego doszły rogi. Żyrandol zrobił zaprzyjaźniony kuśnierz. – Jak to kuśnierz? – No, tak jakoś wyszło, akurat nie szył futer i miał wolne wieczory, więc zajął się żyrandolem – śmieje się Anna.
Z porożem okazałego jelenia, które dostała od taty, tańczyli po całym domu. – W końcu znalazło się nad okrągłym łóżkiem w naszej sypialni. Trochę się bałam, co powie Krzysztof – wspomina Anna. Na szczęście nie uznał tego za prowokację i jakoś przeszło. Cudownie wygląda tu futrzana kapa od rzemieślnika z Zakopanego. Szyje takie narzuty ze ścinków szlachetnych futer sprowadzanych z Włoch. Anna i Krzysztof nie trafili tu przypadkiem. – Przyciągnęły nas spływy kajakowe i country – opowiada. – Wolimy Krutynię od Czarnej Hańczy, kamienistej Rospudy czy pełnej rozlewisk Biebrzy. A country? – Przecież tuż obok jest Mrągowo i Piknik. W ostatni weekend lipca zjeżdżają gwiazdy z całego świata i mnóstwo gości.
Anna odkryła całkiem nowe przyjemności, np. grzybobranie. Wprawdzie jeździła kiedyś z mamą na grzyby, ale było to najnudniejsze zajęcie na świecie, zwłaszcza że nigdy nie udało jej się znaleźć jadalnego. Tym razem zebrały tak pełne kosze, że Krzysztof musiał po nie wyjechać samochodem – nie dało się ich przydźwigać. Nawet gorsza część grzybobrania – trwające do późnej nocy segregowanie i obieranie skarbów – nie popsuła frajdy.W tym roku po raz pierwszy zamierzają spędzić tu święta. Boże Narodzenie w myśliwskim domku w turystycznej Krutyni? Dlaczego nie? Nikt nie może zarzucić Annie, że coś tu nie pasuje.
Tekst i stylizacja: Kasia Mitkiewicz
Fotografie: Michał Skorupski