W co ubrać zmarzniętą choinkę z lasu? W czerwone jabłuszka, jak te z drzewa poznania dobrego i złego. W szal z łańcucha – symbol rajskiego kusiciela. A na czubek gwiazda. Podobna do tej, która przyzywała do Dzieciątka Trzech Mędrców.
Skąd się wzięła choinka przy Bożym żłóbku? Stanęła tam dopiero jakieś siedemset lat po tych najważniejszych urodzinach. A dlaczego właściwie choinka? Legenda głosi, że w służbę Dzieciątku zaciągnął ją angielski misjonarz, św. Bonifacy. Próbując odwieść ludy germańskie od oddawania bałwochwalczej czci dębom, kazał ściąć jedno z tych najpotężniejszych drzew, by udowodnić, że jest ono wyłącznie drzewem i nie ma w sobie żadnej magicznej mocy. Zwalony dąb zmiażdżył wszystko w promieniu padania. Wszystko poza małym świerkiem.
I tak – nie całkiem chyba świadomie – misjonarz zamienił jednego bożka w drugiego, bo w ocaleniu iglaka dostrzegł znak. Od tej pory nawrócony lud germański sadził w Boże Narodzenie świerki.
Istnieje też bardziej prozaiczna przyczyna wytypowania drzewka: ponieważ miało ono symbolizować życie, musiało być zielone; wybór – zimą – był więc oczywisty. Pionowa, stojąca na ziemi choinka przywędrowała do Polski z protestanckich Niemiec w trakcie zaborów, na przełomie XVIII i XIX wieku. Była typowo mieszczańskim wynalazkiem, z płonącymi świeczkami (ponoć ich wielkim wielbicielem był Marcin Luter) i szklanymi bombkami. Ale dość szybko moda na zdobione świerki i jodły dotarła na wieś, choć na dobre zagościła tam dopiero po drugiej wojnie światowej. Zanim jednak bożonarodzeniowe drzewko zaczęło przypominać to, jakie znamy dzisiaj, bujało się zawieszone w izbie u powały. Mogły to być splatane w wieniec zielone gałązki albo wiszący wierzchołkiem w dół czubek iglaka. Czasem w tej roli występowały ozdobione kolorową bibułą pająki ze słomy. Podłaźniczka, bo tak nazywał się zielony wiecheć u sufitu, była symbolem życia, a także wszelkiego dobrodziejstwa, jakimi obdarza nas słońce.
Pierwsze dekoracje, jeszcze z XVI wieku, to jabłka, pierniki, kwiaty z kolorowego papieru, cukier i pozłotka. Kiedy na choince było ich dużo, rok zapowiadał się dostatni – zasobny nie tylko w dobra materialne, urodzaj na polach, ale też w zdrowie i powodzenie. Choinka miała być odpowiednikiem rajskiego drzewa, stąd ozdoby w postaci rajskich jabłuszek, a potem orzechów (zawinięte w sreberka miały przyciągać do zagrody bogactwo). No i koniecznie łańcuchy – z bibuły i słomy – które poza przypominaniem o podstępnym wężu, w trudnych politycznie czasach wyrażały patriotyczny opór. Gwiazda na czubku drzewka była znakiem błogosławieństwa dla domu na cały nadchodzący rok. Słomiane zabawki miały kojarzyć się z betlejemską stajenką.
Z czasem do tych najprostszych dekoracji dołączyły ozdoby z piórek, wydmuszek, kłosów, suchych źdźbeł traw. Także szyszki, ciastka, cukierki. Nieodłącznym elementem były pierniki – posypane makiem diabły, białe lukrowane anioły, czerwone – od buraczanego soku – mikołaje. Na pierniki nalepiano też lusterka, sreberka, papierowe głowy postaci. Zaś świeczki i zimne ognie miały odpędzać z iglastych zakamarków drzewka wszelkie złe duchy. Świece symbolizowały też narodziny Chrystusa – światłości świata.
Robionymi w adwencie ozdobami strojono choinkę w Wigilię. Gdy wszystko wisiało już na miejscu i zapewniało to, co było mieszkańcom obejścia potrzebne, wieczerza podana i zjedzona, można było spokojnie czekać do północy, aż otworzy się niebo i wszystkie wypowiedziane w tej chwili życzenia i prośby dotrą prosto do Boga.
Tekst: Michalina Kaczmarkiewicz
Stylizacja: Jola Musiałowicz
Fotografie: Jacek Kucharczyk
Dziękujemy firmie Almi Decor za użyczenie salonu w Złotych Tarasach na potrzeby sesji.