Śnieg przy stole

Jeśli chodzi o święta na wsi, to powinny być „po śniegu”. Apeluję o to do Świętego Mikołaja i całej załogi betlejemskiej stajenki. Obfite opady dobrze zmrożonej wody od Wigilii do Nowego Roku czynią pejzaż pięknym i bajkowym, radują dzieci, wiecznych narzekaczy i zbliżają do siebie ludzi.

Gdy niespodziewany grudniowy atak zimy odcina miasta i wsie, a najbliższy pług śnieżny walczy dzielnie gdzieś na północy, sąsiedzi jednoczą się w obliczu żywiołu. Normalnie mijali się prawie bez słowa w swoich pojazdach, teraz aż miło patrzeć na rozgadane grupki osobników wspartych na łopatach i gratulujących sobie hartu ducha. Samochody jak białe garby tkwią w śniegu, a my nareszcie do przemieszczania się używamy nóg. A święta? Bez izolacyjnej warstwy białego puchu są nie tylko ponure, ale i niebezpieczne dla zdrowia! Choć bywają wsie, w których proboszcz sprawdza obecność wiernych na pasterce, kto rozsądny wyjdzie po wigilijnej kolacji na błoto i deszcz? Bo co robimy w wigilijny wieczór? Jemy. Zaczyna się od śledzika w paru postaciach, kapusty z grzybami, żuru, barszczyku i tak od pierwszej gwiazdki do północy! Jedną ręką trzymając się stołu, druągą widelca, powtarzając w myślach modlitwę do wszystkich świętych od niestrawności, przełykamy pasztet mamusi, rybę w galarecie teściowej, pierogi cioci. Spróbujcie czegoś nie zjeść, gdy się kobiety taą namęczyły!

reklama

Wybawieniem jest pasterka. To jedyna okazja, by się oderwać od stołu. Jeśli ktoś może ruszyć z miejsca z takim obciążeniem. Nabite brzuchy niebezpiecznie przechylają nas do przodu lub do tyłu, toteż usiłujemy dotrzeć do kościoła z przesadną ostrożnością osoby pobierającej pierwsze lekcje jazdy na wrotkach. Kiedy coś nie wychodzi – zawsze możemy opaść w zaspę bez uszczerbku na zdrowiu, co nie byłoby możliwe bez śniegu. Każdy wie, że gdy ksiądz ułoży Dzieciątko w żłóbku, należy zaśpiewać „Bóg się rodzi”, i jest to znak, iż oficjalnie trzeba wznieść toast za Jego zdrowie. Choć większość parafian z pewnością zażyła już środki wspomagające trawienie, nikt Jezuskowi nie zrobi zawodu. Toteż po wyjściu z kościoła w świetle gwiazd błyskają piersiówki. Śnieg jak z pocztówki ochładza rozgrzane głowy, amortyzuje utraty równowagi, a nazajutrz cudownie wycisza wszelkie hałasy. Po trzech dniach takiego maratonu za stołami trzeba jakoś odzyskać formę przed sylwestrem. Do wyboru mamy masaż żołądka, lewatywę, post, medytacje. Ale najlepsze jest – odśnieżanie.
Zamiast wszelkich prezentów proszę więc o dużo śniegu.


Teresa Jaskierny
Fot. Andrzej Szeliński

Zobacz również