Wystarczy kochać bajki i mieć wyobraźnię – oto gotowy przepis na dom. Trzeba też znaleźć odpowiednio zniszczoną chatkę w środku lasu. A potem zamienić brzydkie kaczątko w łabędzia.
Wszystko zaczęło się od letniego domku zbudowanego w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. – Koło gospodarstwa mojego dziadka w Ardenach stało sobie takie kamienne paskudztwo – opowiada malarka Monika Etienne. – Gdy wystawiono je na sprzedaż, postanowiliśmy z mężem zaryzykować. Ja oczami wyobraźni widziałam już domek jak z bajki o krasnoludkach i Śpiącej Królewnie.
Nie była nowicjuszką w kwestii projektowania wnętrz; ma XVIII-wieczny zameczek w Walonii, gdzie prowadzi restaurację i firmę kateringową. Artystyczne wykształcenie bardzo jej pomaga w wymyślaniu wystroju. – Moja specjalność to farby i dobieranie kolorów – mówi. – Z rozlicznych podróży po świecie zawsze przywożę naturalne pigmenty. Wzbudzam popłoch wśród celników, bo taszczę też skrzynki pełne ziemi. Mieszam ją z farbami, by stworzyć niezwykłe, niecodzienne odcienie i faktury. Podczas remontu i przebudowy domu Monika nie zrobiła żadnego szkicu. Wszystko było w jej głowie. I w środku, i na zewnątrz dom miał być prosty, bez ozdobników. Pomysły dokładnie opisywała rzemieślnikom, a oni starali się je odtworzyć w kamieniu i drewnie.
Szykując nowy dom, godzinami dobierała farby i sama pokrywała nimi ściany. Mogła wynająć pracowników, ale do domu ma podejście emocjonalne. Wierzy, że tam, gdzie mieszkamy, pewne rzeczy powinniśmy robić sami. Żeby stworzyć atmosferę, przywiązać się do miejsca, zostawić ślad. – Im więcej pracowałam, tym lepiej się czułam – opowiada, chociaż dwuletni remont kosztował ją sporo wysiłku. – Nawet wieczorami, gdy siadaliśmy z butelką wina przy kominku, ciągle myślałam o tym, co jeszcze można tu poprawić. Bo jeśli wkładasz w coś dobrą energię, to ona w końcu wróci do ciebie, zainspiruje do nowych działań.
Ze starego domu nie usunęła prawie niczego, poza wyraźnie szpecącymi drobiazgami. Wszystko, co dobudowano, ma uzupełniać istniejący nastrój. Dlatego z takim zapałem zbierała starocie, których ludzie pozbywali się z ulgą i zdziwieniem, że ktoś je chce. Monika często przeszukuje okolicę. – Wszystko może się przydać – to jej dewiza.
Na śmietniku znalazła ocynkowane rury, na których zawiesiła zasłony; stamtąd też pochodzi oryginalny kran do piwa. Sama odnawia swoje skarby w szopie. Wzniesiony pośrodku bawialni potężny kominek został obłożony otoczakami wyłowionymi z pobliskiej rzeki. Starą dębową podłogę kupiła w pobliskim tartaku. Miała dużo szczęścia, że wpadła tam akurat w chwili, gdy jakiś gospodarz przywiózł „na przemiał” niepotrzebne deski.
Na razie Monika nie myśli o kolejnych projektach. Cieszy się, bo jest jak bajkowa królewna, która trafiła do dziwnego, lecz cudownego domku. Brakuje tylko krasnoludków.
Tekst: Margriet de Groot
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Pauline Joosten