Amanda tak lubi Boże Narodzenie, że urządza je dwa razy w roku. Dzieci są wniebowzięte. Na kominku wieszają skarpety, w które Mikołaj wkłada prezenty.
Rustykalne wnętrza z miękkimi siedziskami i malowanymi drewnianym meblami – ten styl Amanda lubi najbardziej. Modny minimalizm nie jest dla niej. Właśnie tak naturalnie, swojsko i rodzinnie urządziła dom w Lincolnshire. Miejsce niecodzienne, bo jest także wioskowym sklepikiem. Można tu kupić meble i rozmaite bibeloty, których ludzie pozbywają się ze starych farm. Zaintrygowani opowieściami o dwóch Bożych Narodzeniach w roku, zasiadamy przy stole z filiżanką gorącej kawy. – Nie za wcześnie na święta? – wyglądam przez okno na jesienne słońce. Amanda pochyla się i szepcze tajemniczo: – Na święta nigdy nie jest za wcześnie. Ja obchodzę je dwa razy do roku.
Amanda Meade jest dekoratorką wnętrz. – Już w marcu zamawiam bożonarodzeniowe ozdoby do mojej galerii. W sierpniu wypakowujemy je i razem z dzieciakami wieszamy w pokojach. To niesamowite, ale natychmiast udziela nam się magia świąt i zachowujemy się tak, jakbyśmy mieli drugą gwiazdkę – śmieje się. – Dzieci są zachwycone. Czy każdy z nas nie marzył w skrytości ducha, żeby wigilijny wieczór trwał wiecznie?
Prawdziwe święta rodzina Amandy urządza jednak tradycyjnie, zimą. Przygotowywać ucztę pomagają wszyscy domownicy – mąż Simon i trójka dzieci: India, Scarlet i Jasper. – Najpierw idziemy do parku zrywać bluszcz i jemiołę – opowiada Amanda. – Potem stroimy poręcze schodów, półki i kominek. Dorośli rozstawiają kilka choinek, a dzieci wyciągają błyszczące łańcuchy i kruche, porcelanowe figurki wróżek i aniołków.
Najważniejszy moment to przygotowywanie puddingu bożonarodzeniowego. Scarlet i India nasączają deser „gul-gulem”, czyli brandy, która wylewana z butelki wydaje taki właśnie dźwięk. Na koniec rozwieszają skarpety na prezenty i posypują podłogę błyszczykiem. Kiedy Święty Mikołaj przyjdzie, zostawi odciski stóp. Zjawi się na pewno, nikt nie ma wątpliwości. W tak pięknym miejscu mógłby nawet zostać dłużej.
Dom Amandy pochodzi z XIX wieku. Nazwano go Ogrodem za Murem. Przez wiele zim spokojnie rozpadał się ze starości. Zobaczyła go pierwszy raz sześć lat temu. Za kamiennym ogrodzeniem był ogród, dom, stajnia, stodoła i kawałek parku. Nie wystarczyłoby jej na wszystko pieniędzy, więc postanowiła zdobywać posiadłość po kawałku. Udało się.
Potem sprowadziła meble ze starego mieszkania w Yorkshire. Niektórym krzesłom, kanapom i sofom zmieniła obicia, część przemalowała. Następnie rzuciła się w wir zakupów na targach staroci. Wynajdowała przedmioty i do swojego sklepu, i do domu. – Mam doświadczenie w usuwaniu ludziom z mieszkań zbędnych mebli i bibelotów, ale u siebie po prostu nie potrafię – rozkłada bezradnie ręce.
Patrząc na dom Amandy, nie ma się jednak wrażenia nadmiaru. Drewno i kamień łączą się harmonijnie z pomalowanymi w subtelne odcienie bieli ścianami. Stare i nowsze meble oraz z wyczuciem dobrane tkaniny sprawiają, że ciepło tego miejsca natychmiast udziela się gościom.
Tekst: Jackie Cole/Redcover.com
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Alun Callender/Redcover.com