Jeśli ludzie żyją jak kot z psem, wiadomo, że gorzej być nie może. W świecie zwierząt, na szczęście, jest inaczej.
Zwierzaki mogą się zaprzyjaźnić i żyć w pokoju pod jednym dachem. To raczej my mamy skłonność do widzenia świata jak wielkiego pola bitwy. Kudłaci bracia natomiast dogadają się bez problemu, jeśli tylko nie zaczniemy im przeszkadzać albo na siłę pomagać, na przykład trzymać na rękach kota, gdy przedstawiamy mu nowego, szczekającego kolegę. Pies lubi żyć w stadzie. Kot, wbrew temu, co mówią niektórzy, też wcale nie jest samotnikiem. Poluje rzeczywiście w pojedynkę (pies zaś po wilczemu, z nagonką), bo do swoich własnych ostrych pazurów i bystrych oczu ma większe zaufanie, ale bawić się, leniuchować, plotkować, wylizywać futro woli w towarzystwie. W dobrym towarzystwie, co niekoniecznie oznacza kocim.
Bolo, jak to wiejski kundel, którego mądrość jest mądrością wielu pokoleń i ras, niejedno w życiu widział. Ale takiego kota jak Hipolit – nigdy. Od małego nie miał dla Bola respektu. Właził na grzbiet i zasypiał na głowie albo ciągnął za ogon statecznego psa, który chciał w spokoju uciąć sobie drzemkę. Bolo może i czasem próbował w desperacji warknąć czy pacnąć Hipolita łapą, ale kot był mistrzem uników. Skąd wiedział, że może się zaprzyjaźnić z Bolem – pozostanie jego słodką tajemnicą. Po kilku dniach spali razem (na łóżku Bola), jedli z jednej miski (oczywiście psiej), lizali się po pyszczkach. Gdy Hipek nauczył się od matki łapać myszy – zaczął dzielić się nimi z przyjacielem. Gdy na Hipka ktoś tupnął czy huknął, za kocimi plecami natychmiast stawał Bolo.
Znajomi, bo u nich zawiązała się kocio-psia spółka, byli przez kilka pierwszych dni w pogotowiu, ale potem uspokoili się. Dziś w łóżku Bola śpią także Pyrcio i Czarny. Pies jest wyraźnie zadowolony, bo koty grzeją zimą. Taka miłość od pierwszego wejrzenia jest jednak rzadkością. Staremu psu czy kotu, który ma swoje nawyki, rytuały i upodobania, na przykład lubi pół dnia wylegiwać się pod kaloryferem, trudno zwykle zaakceptować wybryki młokosa. A te bywają rzeczywiście szalone – radość bez powodu, bieganie za własnym ogonem, dzikie skoki, hopki-galopki i tarmoszenia. Młodziak zostawia przy okazji wszędzie swój zapach i zaczyna osaczać starego domownika, który może poczuć się odepchnięty i wpaść w rozpacz: nie jeść, nie pić, siusiać po kątach (i pies, i kot), robić kupę prościutko w buty pana (kot) albo drapać z furią jego ulubiony fotel (też raczej kot). Najlepiej, by zwierzaki wychowywały się razem od małego. Oba gatunki muszą poznać swoją mowę ciała. Jeśli będą się nawzajem rozumieć – bez problemu zaakceptują często odmienne zachowania. Co istotne – maluchy nie wykazują agresji, a świat zastany jest dla nich światem naturalnym, akceptowanym.
Gdy różnica wieku jest większa, musimy pierwsze spotkanie zaaranżować. Psa wziąć na smycz, tak na wszelki wypadek, a kotu umożliwić ucieczkę, bo atakuje tylko wtedy, gdy zostanie zapędzony w kozi róg. Czasem zaprzyjaźnianie się trwa kilka dni, czasem tygodniami, ale zwykle kończy się tak samo – musimy sobie sprawić większe łóżko, żeby zmieściły się na nim wszystkie zwierzaki.
ZAPACH UKOJENIA
Sygnałem, że kot przeżywa nie tylko chwilową frustrację, ale głęboką depresję, jest linienie i ciągłe lizanie. Pies natomiast chodzi z podkulonym ogonem. Nie merda nim, nie rozsiewa swojego zapachu. Jest całkowicie przytłoczony cudzą wonią. Gryzie z rozpaczy buty, meble, wyje. Wtedy musimy pupilowi pomóc – tulić go, głaskać, przemawiać do niego łagodnie i czule. Wytłumaczyć, dlaczego przynieśliśmy do domu nowe stworzenie. Jeśli to nie pomaga – można kupić środki uspokajające. Dla kota są to feromony policzkowe.
Gdy zwierzak jest bezpieczny, pociera głową o meble, narożniki ścian, nasze nogi. Przy okazji zostawia na nich informacje o tym, że jest mu dobrze. Takie właśnie substancje, tylko syntetyczne, można kupić zestresowanemu kotu i rozpylić w mieszkaniu. Sprawią, że znów poczuje się szczęśliwy i pozwolą mu łaskawszym okiem spojrzeć na nowego lokatora.
Podobnie działający preparat kupimy dla psa. Przypomina zapach matki karmiącej szczenięta. Hormon zwany DAP (Dog Apeasing Pheromone) suka wytwarza tylko w pierwszych dniach po porodzie. Jego zadaniem jest ukojenie ślepych jeszcze piesków, zapewnienie im poczucie bezpieczeństwa i błogości. Badania wykazały, że obecność cząsteczek tego feromonu w powietrzu działa w podobny sposób na skołatane nerwy dorosłych psów. Kocie feromony policzkowe i Hormon DAP w dyfuzorze kosztują po około 90 zł. Flakonik wystarcza na miesiąc.
JĘZYK CIAŁA
Zanim zdecydujemy się na życie pod jednym dachem z psem i kotem, powinniśmy poznać ich „mowę”. Prawda jest jednak taka, że nie zawsze mamy na to czas. Zwykle przygarniamy zwierzaka z ulicy albo samotny kot wybiera sobie nas i wprowadza się do domu. Co wtedy?
Oto kilka dobrych rad na początek:
• Ogon – gdy pies ma dobry humor, macha nim radośnie. Gdy ogonem macha kot, oznacza to zupełnie co innego – obawę, niechęć, problemy decyzyjne. Walenie ogonem na boki może zapowiadać atak.
• Uszy – spokojny kot ustawia je do przodu, gdy szykuje się do walki – kładzie płasko, żeby przeciwnik nie poszarpał małżowin pazurami czy zębami.
• Mruczenie – kot mruczy ze szczęścia, sygnalizuje też, że jest dobrze nastawiony. Powarkiwanie – u psa oznacza ostrzeżenie, może poprzedzać agresję.
• Szczekanie – to raczej wołanie o pomoc niż informacja o ataku. Odważne psy rzadko szczekają, a agresywne, które chcą zaatakować, robią to bez zbędnych ceregieli. Jeśli pies się boi, wtedy szczeka. Woli grozić, niż przejść do dzieła.
• Syczenie – jeśli kot zamierza zaatakować, po prostu wali pazurami. Syczenie, plucie, parskanie i stroszenie futra jest zwykle tylko ostrzeżeniem. Zwierzak chce wydawać się większy i wyglądać groźniej, żeby odstraszyć intruza.
Tekst: Joanna Halena
Za pomoc dziękujemy lekarzowi weterynarii Jarosławowi Szatankowi, Pogotowie Weterynaryjne Warszawa, ul. Żytnia 15
Fotografie: Be&W, Flash Press Media, Medium