Ażurowe werandy, ganki, okiennice są jak biżuteria dla domu. Stanisław Polak w dawnym rzemiośle znalazł sposób,by pogodzić w sobie stolarza i architekta.
Swoją pracownię nazywa skorupą. Skromny budynek schowany na tyłach przedwojennej willi w Brwinowie. Stanisław Polak zbudował go sam, naprędce. Śmieje się, że jako architekt powinien mieć lepszą wizytówkę. Ale i tak najważniejsze jest to, co w skorupie.
Od samego progu czuć zapach świeżego drewna, pod stopami trzeszczą wióry. Wszędzie papierowe wzorniki przypięte pinezkami do ściany, na podłodze zmięte projekty. Stanisław kończy ażurowe detale na kolejną werandę.
Zawsze był typem manualnym. Na studiach potrafił porzucić pracę zaliczeniową, żeby całą noc zbijać łóżko. Szybko się okazało, że ma rękę do drewna. Łapał pierwsze zlecenia, aż w końcu stał się profesjonalistą.
Z pracą w biurze architektonicznym rozstał się łatwo, bo za mało było w niej projektowania, o którym marzył, a za dużo biurokracji. – Kiedyś architekt był też trochę majstrem, miał kontakt z rzemiosłem, dziś jest bardziej urzędnikiem załatwiającym różne pozwolenia – opowiada.
Gdy pracował przy renowacji starych, drewnianych willi, nie mógł znaleźć dobrego fachowca od snycerki. To chyba wtedy zdecydował, że sam się tym zajmie. – Stolarz umie wyciąć wzór, ale potrzebny mu gotowy rysunek. A ja potrafię jedno i drugie – dodaje. Teraz jako projektant i wykonawca ma nad wszystkim kontrolę.
Swoich drewnianych wycinanek nie chce nazywać snycerką, bo przecież nie zdobi mebli. Bliżej mu do ciesielki artystycznej. Nad skomplikowanym wzorem czasem siedzi nawet tydzień. Na kartce papieru kreśli swoje ulubione motywy roślinne. Bo chociaż dawniej wzory w detalach były chaotyczne, u niego każdy element łączy się ze sobą. Potem jeszcze trzeba dobrać skalę – zbyt misterny wzór może nie być czytelny, a za duży detal zaburzy proporcje budynku.
Gdy wszystko jest już gotowe, powstaje wzornik, który odrysowuje się na drewnie. Najlepsze jest to z drzew iglastych – modrzewia, sosny albo świerka. I dobrze, żeby było w nim dużo żywicy, bo to naturalny impregnat.
Stanisław najchętniej pracuje w sośnie. W Brwinowie i pobliskim Grodzisku Mazowieckim już przed wojną okraszano nią murowane wille. Moda na drewniany detal na przełomie XIX i XX wieku z Alp rozlała się na całą Europę. To właśnie na wzornikach ze starych niemieckich wydawnictw Stanisław uczył się wycinania.
Stosuje też czasochłonną technikę ciesielstwa tradycyjnego. Belki łączy na wpust i kołkuje drewnianymi gwoździami, bo nawet taki element może być dekoracją. I wcale nie trzeba starej willi, by dodać taki detal. – Wystarczy, jeśli dom ma tradycyjną bryłę – tłumaczy. Ażurowe ozdoby – poza tym, że dobrze wyglądają – rzucają wzorzysty cień.
Proporcje drewnianego budownictwa Stanisław ćwiczył, budując karmniki. Z czasem powiększył skalę – niedawno drewniany kontener zamienił w domek letniskowy. Kto wie, może za sto lat to do jego projektów jakiś zdolny cieśla będzie dorabiał ozdobne detale?
kontakt do pracowni:
www.stanislawpolak.com
tekst: Magdalena Burkiewicz
zdjęcia: Gutek Zegier