Tęsknili za sielskim dzieciństwem, więc sprowadzili kilka starych wiejskich chałup, posadzili ogród jak u babci i otworzyli gospodę. Witajcie w Zagrodzie Guciów!
Wspomnienia z sielskiego dzieciństwa na wsi
Kiedy Stanisław opowiada zwiedzającym Zagrodę Guciów o tym, jak żyło się na dawnej wsi, pokazuje im mały, szary tornister swojego dziadka. – Jest niewielki, bo nosiło się w nim tylko rysik i tabliczkę. Dzieci nie miały książek ani zeszytów. Do szkoły chodziły przez trzy lata, żeby nauczyć się pisać, czytać i liczyć. Zimą na tornistrach zjeżdżało się z górki jak na sankach, czasem służyły jako broń w utarczkach z kolegami – dodaje z uśmiechem.
W Guciowie jest jeszcze kilka pamiątek z jego dzieciństwa. Na podwórku stoi wóz, na którym tata Stanisława zwoził z pola ziemniaki i zboże. – W jednej z chałup jest malowana skrzynia, w której mama przechowywała chusty, korale i odświętne bluzki – mówi gospodarz. – Na ścianie wisi obraz przedstawiający Sąd Ostateczny, który mi dała. Uczyłem się z niego, jak żyć. Bogaci idą tu do piekła, a biedni do nieba, na dole toczy się walka dobra ze złem, ludzi kuszą rozsypane złote monety. Szybko zrozumiałem, że w życiu nie pieniądze są najważniejsze, ale to, czego nie da się kupić. Taka magia codzienności, beztroska. Z dzieciństwa na wsi właśnie najlepiej pamiętam beztroskę, z jaką biegało się po polach, stodołach, zagrodach. I to, że w każdej chwili można było przybiec do kuchni i dostać od mamy świeżego mleka.
– Cała wieś była dla mnie domem – wtóruje mu żona Anna. – Znałam wszystkie sady, ogrody. I wszyscy znali mnie. A zabawką było to, co się znajdowało przypadkiem. Pamiętam, jak zimą ciągnęłam po śniegu lalkę w tekturowym pudełku po butach z przywiązanym sznurkiem. Lubiłam bawić się w sąsiadów. Każdy dzieciak wybierał sobie jakąś charakterystyczną osobę i odgrywał ją. Ktoś był przygarbioną staruszką, ktoś inny kowalem. Anna i Stanisław urodzili się i dorastali na lubelskich wsiach. Ona w Kluczkowicach, on w Gorajcu. Poznali się na uniwersytecie w Lublinie, gdzie studiowali geografię na Wydziale Nauk o Ziemi.
Stare gospodarstwo i przenoszone domy
Do Guciowa przysłał ich profesor Henryk Maruszczak, do stacji naukowej uczelni. Tu urodził się ich pierwszy syn, Jan, który teraz ma 26 lat. Od sąsiadów kupili gospodarstwo z osiemnastowieczną chatą i obórką. I zaczęli przenosić tu stare domy z okolicznych wsi. Teraz w swoim skansenie mają ich dziesięć. W tym pochodzący z 1764 roku spichlerz z Tarnogrodu z dębowymi drzwiami i ścianami z grubych bali. Jest też kryty dranicą budynek lamusa, czyli dawnego składzika, z 1762 roku, gdzie urządzili muzeum. Stanisław, członek Polskiego Towarzystwa Meteorytowego i pasjonat geologii, kolekcjonuje meteoryty i skamieniałości – tam właśnie pokazuje swe zbiory.
Smaki dzieciństwa
W dawnej stajni urządzili pokoje dla gości, a w gospodzie karmią ich daniami tradycyjnej kuchni chłopskiej. Można tu skosztować łupci, czyli kaszy gryczanej z grzybami zawiniętej w liść kapusty, polanej olejem konopnym, reczczoniaka – pieroga z kaszy gryczanej, ziemniaków i sera. Są też podpłomyki, które Anna pamięta z dzieciństwa. – Robiło się je przed pieczeniem chleba, jak tylko w piecu zaczął buchać ogień. Pierwsze w naszym skansenie upiekł mój tata 17 lat temu. Gotujemy też żur, wspomnienie z dzieciństwa Stanisława. – Do zakwasu dodawało się tylko warzywa, a zamiast mięsa kawałki białego sera – wspomina. – Taki biały barszcz jadło się na śniadanie.
Zagroda Guciów jak sprzed stu lat
Zwiedzając Zagrodę Guciów, można zobaczyć, jak niewiele sprzętów potrzebowano na wsi sto lat temu, by urządzić przytulny dom. Wystarczyły drewniany stół, łóżko przykryte kapą, święte obrazy zawieszone pod sufitem. – Urządzałam nasz skansen, jak to się kiedyś robiło na wsi – mówi Anna. – Z tego, co miałam pod ręką, zdobyłam przypadkiem, co mi dali sąsiedzi, co ktoś zostawił w opuszczonym domu.
Ogród też powstał bez żadnych projektów. Przyszła do mnie sąsiadka, pani Kowalowa, i to, co miała w swoim ogródku, posadziła też u mnie. Na pniaku uciętego drzewa przy drzwiach mojej chaty rośnie bluszczyk kurdybanek. Wiosną, kiedy kwitnie, wygląda jak fioletowa serweta. Jest moją ulubioną rośliną; to jedno z najstarszych polskich ziół, przyprawa stosowana do zup i mięsa, zanim pojawiły się u nas bazylia i tymianek. Mam też w ogrodzie rumianek, ogórecznik i kwiaty, które przyniosłam z pól. To taki ogród jak u babci na wsi. Zbiera się tu wszystko i robi z tego bukiety do wazonu na stół. Ostatnio weszłam do naszej gospody i o mało się nie rozpłakałam. Ktoś tam postawił bukiet z floksów, których zapach pamiętam z dzieciństwa – opowiada wzruszona.
Mówmy więcej o wsi
Zagroda Guciów stała się popularnym miejscem na Roztoczu. Zwiedzają ją wycieczki szkolne, pokoje prawie zawsze są zajęte. Jachymkowie cieszą się, że mogą opowiadać ludziom o dawnej wsi, ale wciąż uważają, że mówi się o niej za mało. – Choć nazwa naszego kraju została wzięta od pola, rzadko poświęcamy uwagę wsi – zauważa Anna. – Prawie nie mówimy o niej w mediach, nie bywa tematem książek. A ja lubię wracać do „Chłopów” Reymonta. Opisał tam noc, która tłucze się po pustych sadach. Czytam i przypominam sobie jesienne wichury z mojego dzieciństwa.
Tekst: Katarzyna Szczerbowska
Zdjęca: Marian Sadkowski
Kontakt do właścicieli www.guciow.pl, Guciów 19, Zwierzyniec