Dom musi być ze starego drewna, mieć co najmniej sto lat – mówi Bartek. Swój przywiózł w częściach spod Warszawy. To słynna andriollówka, czyli świdermajer.
Świdermajer lub andrillówka
„Każdy z nich bawi oko piękną formą, sztukaterią, rzeźbieniami, tapicerskimi ozdobami albo żywą barwą” – pisał Bolesław Prus o domach w stylu świdermajer. Wymyślił je polski rysownik Michał Elwiro Andriolli, zachwycony alpejskimi pensjonatami i rosyjskimi daczami. Andriollówki z ozdobnymi werandami budował dla warszawskich letników w swojej ogromnej posiadłości nad rzeką Świder, potem w jego ślady poszli inni wielbiciele wypoczynku w pobliżu stolicy. Dowcipną nazwę „świdermajer” stylowi Andriollego nadał w swoim wierszu Gałczyński, nawiązując do rzeki i popularnego w wieku XIX mieszczańskiego stylu urządzania wnętrz – biedermeier. Najbardziej ozdobne drewniane cacka stoją, a właściwie niszczeją, w Otwocku. Dorota i Bartek swoje znaleźli w Wawrze.
Przenoszone domy
Kupili je trzy lata temu od właścicieli, którzy na działce woleli postawić murowaną willę. – Przez 10 dni, kiedy robotnicy rozbierali dom, mieszkaliśmy w przyczepie i pilnowaliśmy, by na pewno dobrze oznaczyli wszystkie części. To był styczeń, nigdy tak nie zmarzliśmy – mówi Bartek. Uważa, że dom musi być ze starego drewna, bo – jak tłumaczy – teraz już nikt nie projektuje jak dawniej, nikt tak nie potrafi ciąć dech, nie ma już tamtych majstrów, no i nic nie zastąpi zapachu stuletniego domu. – Pachnie trochę jak zabytkowe kościoły, stary, ale dobrze pielęgnowany mebel – mówi.
Swój świdermajer na nowo złożyli w Jerzykowie pod Poznaniem, na wzgórzu z widokiem na ogród i stare sosny. Blisko stąd do lasu, nad zalew, w pobliżu jest kilka jezior. Najpierw jednak zaprosili radiestetę, żeby wskazał, który kawałek ziemi najlepiej na dom się nadaje. Wylewając fundamenty, umieścili w nich jajka i kryształy, co – jak wierzą – ma zapewnić dobrą energię tego miejsca. Ustawiali dom w taki sposób, by słońce spacerowało po nim zgodnie z rytmem dnia. Okna sypialni wychodzą na wschód, salonu na południe. Latem promienie zatrzymują się na liściach drzew w ogrodzie, zimą jest tu najwięcej światła.
Życie blisko natury
Starają się żyć zdrowo i świadomie. Prowadzą spotkania edukacyjne „Powiększanie świadomości”, poświęcone medytacji, pracy z ciałem, właściwemu odżywianiu. – Chodzi o to, żeby przypomnieć sobie, jak odbieraliśmy świat w dzieciństwie. Rzadko pozwalamy sobie na to, by przestać myśleć, a zacząć czuć.
Świdermajer w Jerzykowie to już trzeci dom, który przenieśli. Pierwsza była mała chałupa z Zakopanego, która stanęła w pobliżu sanktuarium w Dąbrówce Kościelnej. – Spędziłem w Tatrach pierwsze 15 lat życia i choć nie jestem góralem, moja mama to poznanianka, mam sentyment do tatrzańskiej architektury. Kiedy potem zamieszkaliśmy w Poznaniu, koledzy z klasy nazywali mnie „baca” – opowiada Bartek.
Drugi był okazały modrzewiowy dom z Beskidu Żywieckiego, piękny i z piękną historią. W czasie wojny gospodarze ukrywali w nim żydowską rodzinę. Sprzedali go, żeby ocalał, bo zapadała się pod nim ziemia. Dorota i Bartek postawili go 7 kilometrów od pierwszego, w Bednarach. Wszystko w otulinie Puszczy Zielonej, jak ich świdermajer.
Kolejna przeprowadzka
Teraz nadszedł czas na następną zmianę. Szukają kupca na Jerzykowo. Dorota jest instruktorką jeździectwa, chciałaby mieć stadninę i niedawno te marzenia stały się realne, bo dostała od rodziny kawałek ziemi obok Chełmna. – Przez chwilę mieliśmy plany, aby żyć na wodzie, kupić jacht i pływać po świecie – mówi Bartek. – Wyobrażaliśmy sobie, że będziemy cumować w portach i przy bezludnych wyspach, że popłyniemy na Filipiny. Ale może naszym powołaniem jest ratowanie i przenoszenie domów.
Tekst: Katarzyna Szczerbowska
Zdjęcia: Jola Skóra/Jam Kolektyw
Stylizacja: Agnieszka Turosieńska