Michał jest takim młynarzem jak jego ojciec. Miele zboże z własnego pola, dba o zabytkowe maszyny i lubi pączki.
Wakacje dla małego Michała Kowalczyka zaczynały się co roku podobnie
Dostawał do ręki miotłę i razem z braćmi zabierał się do czyszczenia młyna. W tym czasie ojciec i stryj zdejmowali ciężkie metalowe walce, z których złożony jest mlewnik, i zawozili je do naostrzenia. Nadchodził czas letniej przerwy w pracy młyna. Kiedyś trwała miesiąc, dziś Michał, który przejął rodzinny biznes, zamyka prawie na całe lato, bo ruch jest nieco mniejszy. Odkąd pamięta, pomagał ojcu, tak jak wszyscy bracia. Robota we młynie nie jest lekka, ale nikt nie narzekał, cała rodzina pracowała równo, a potem zasiadała do wspólnego stołu. Co sobotę mama smażyła pączki, z własnej mąki oczywiście, bo sekret ich smaku to dobre, świeże składniki. Najpierw trzeba zrobić zaczyn z drożdży, odrobiny mleka i cukru. Przysypuje się go mąką i zostawia do wyrośnięcia. Jajka (8 żółtek i 2 całe) uciera się do białości z 2 szklankami cukru i dodaje do zaczynu. Potem jeszcze 4 szklanki mąki, kostka rozpuszczonego masła, 2 szklanki mleka, wanilia, szczypta soli i porządne ugniatanie. Z wyrośniętego, rozwałkowanego ciasta wycina się kółka, kładzie łyżkę powideł, zawija i smaży w oleju. Najedzą się cała rodzina i sąsiedzi.
Ojciec Michała, Andrzej Kowalczyk, jest Łemkiem, tak jak i stryj Jan
W ramach akcji Wisła zostali wysiedleni z rodzinnej wsi Berest i dostali pracę na Dolnym Śląsku. Najpierw przyuczyli się na czeladników, a potem zostali mistrzami młynarstwa. Kilka lat później, gdy dowiedzieli się o podupadłym młynie w Dąbrowicy niedaleko Wrocławia, Andrzej był już żonaty. We trójkę – z Sydonią oraz Janem – zdecydowali, że wydzierżawią go wspólnie, i zabrali się do remontu XIX-wiecznych maszyn i budynków. Pierwszą tonę zboża musieli pożyczyć – na tzw. zamielenie młyna, później już okoliczni gospodarze zaczęli przywozić swoje zbiory na przemiał.
Dziś to Michał troszczy się o zabytkowy młyn
Uprawia też własne zboże, dbając o jakość ziarna i powstającej z niego mąki. – Pszenica jest jak wino, co roku inna – mówi. – Wszystko zależy od pogody w czasie siewu i żniw. Kiedy zboże kiełkuje w ziemi, potrzebuje deszczu, kiedy rośnie – słońca, a w czasie zbiorów musi być sucho i upalnie – tłumaczy Michał. Można u niego kupić mąkę pszenną, żytnią, pełnoziarnistą oraz otręby. Większość jego klientów to miejscowi i wrocławianie, ale zdarzają się i tacy, którzy proszą o wysyłanie im paczek na drugi koniec Polski. To ci, którzy będąc na Dolnym Śląsku, spróbowali chleba, pizzy albo pierogów na mące z dąbrowickiego młyna i nie chcą już używać żadnej innej. – Jeśli jest dobra, powinna mieć jasnokremowy kolor. Mąka nie może być śnieżnobiała. I koniecznie trzeba ją powąchać. Zapach zdradzi, czy nie zjełczała – radzi Michał. Najlepiej trzymać ją w ciemnym i suchym miejscu, w papierowej lub lnianej torbie, żeby przepuszczała powietrze. Inaczej może się zbrylić. Szkoda pączków.
Kontakt do właściciela: mlynwdabrowicach.wordpress.com
Tekst: Joanna Zaguła
Zdjęcia: Karolina Migurska, Mariusz Purta
Stylizacja: Anna Frania