Zbigniew Wałach miał zostać zawodowym narciarzem. Ale wygrała ludowa muzyka. Tak ją pokochał, że zaczął sam robić instrumenty. Dzisiaj – jako mistrz – uczy innych budować gajdy i trombity.
Tradycyjne instrumenty – gajdy i trombity
Kiedy Zbigniew Wałach wychodzi na spacer, zagląda do sąsiadów. – Może akurat porządkowali sad i mają jakieś niepotrzebne gałęzie – zastanawia się. Przydałoby mu się drewno śliwki węgierki. Jest bardzo twarde i świetnie nadaje się do konstruowania drewnianych części gajd. Gajdy to tradycyjny instrument z Beskidu Śląskiego. Pod lewą pachą trzyma się miech z koziej skóry i, naciskając go ramieniem, wtłacza się z niego powietrze do dwóch drewnianych piszczałek. Jedna z nich to hók, wydający jednostajny niski dźwięk, a druga – gajdzica, na której wygrywa się melodię, przebierając palcami jak na flecie. Piszczałki są często pięknie zdobione – rzeźbione w drewnie wzory wypełnia się cyną, wlewaną za pomocą lejka z pergaminu.
reklama
Dawniej budowniczowie gajd, czyli gajdosze, bardzo zazdrośnie strzegli swoich sekretów. Kiedy wylewali cynę, zasłaniali nawet okna w domu, żeby nikt ich nie podglądał. Zbigniew zaś chętnie dzieli się wiedzą. Organizuje warsztaty, na których opowiada o pasterskich zwyczajach, obrzędach, muzyce i instrumentach. Ale to gajdom poświęca najwięcej czasu, pokazując uczniom, jak je konstruować. Każde są trochę inne, różnie brzmią w pomieszczeniu i na zewnątrz, trzeba trochę na nich pograć, zanim się je wyczuje. On sam muzyczną smykałkę przejął od dziadka – Jana Wałacha, znanego artysty malarza.
W dzieciństwie chodził z nim na spacery po halach i słuchał opowieści o zbójnikach, pasterzach i muzykantach. Lubił też zaglądać do jego atelier pachnącego terpentyną, farbami i dymem fajki. – Dla mnie to był zapach świata sztuki – wspomina. Jednak dziadek nie tylko malował, grał też na skrzypcach i wiolonczeli, i to on pierwszy pokazał Zbigniewowi, jak trzymać palce na strunach. W rodzinie zresztą wszyscy byli bardzo muzykalni, latem zbierali się pod starą lipą i rozpalali ognisko, by wspólnie grać i śpiewać.
TRADYCYJNE INSTRUMENTY TO KLUCZ DO POZNANIA DAWNYCH MELODII
Zbigniew założył nawet własną kapelę Wałasi, w której gra już od ponad trzech dekad. W latach 80., kiedy zaczął występować w zespołach ludowych, oryginalne instrumenty trudno było znaleźć. Odeszli ich twórcy, a sklepy oferowały tylko atrapy, które nadawały się raczej na turystyczne suweniry. Zamarzyło mu się więc tworzenie własnych. Część wiedzy przekazała Zuzanna, córka Jana Kawuloka, znanego istebniańskiego gawędziarza i jednego z ostatnich twórców gajd, ale tak naprawdę budowania instrumentów musiał nauczyć się sam. Wymiary piszczałek i odległości między otworkami poznawał, rozmontowując gajdy.
Dzisiaj Zbigniew już wie, że najlepsze drewno na instrumenty pochodzi z drzew rosnących na północnym stoku góry i że powinno się je ścinać zimą, gdy nie krążą w nich soki. Potem musi jeszcze leżakować. Takie sezonowanie powinno trwać około dwóch lat, ale im dłużej, tym lepiej. Jednak na przykład zwykłe fujarki nie są już tak wymagające. – Można je spokojnie zrobić latem z czarnego bzu ściętego poprzedniej jesieni – opowiada. Za chwilę dodaje jeszcze, że trombitę (bardzo długą trąbę pasterską) buduje się z drewna świerkowego, usztywnia łykiem czereśniowym zbieranym w maju i smaruje żywicą. – A i jeszcze róg, żeby na nim zagrać, trzeba go najpierw długo gotować i dopiero potem daje się wygiąć – dorzuca Zbigniew.
Tradycyjne instrumenty są dla niego jak klucz do poznania dawnych melodii.Ale ich budowanie to trudna sztuka – wymaga zdolności manualnych i świetnego słuchu. No i oczywiście trzeba umieć na nich zagrać. Dziś już niewielu artystów potrafi, tak jak on, połączyć te zdolności.
Tekst: Joanna Zaguła
Zdjęcia: Karolina Migurska (współpraca Mariusz Purta)
Zdjęcia: Karolina Migurska (współpraca Mariusz Purta)
Kontakt do zespołu Wałasi: walasi.pl