Tak wiele razy zmieniałam miejsce, w którym mieszkam, żyje, tworzę, że trudno odpowiedzieć mi jednoznacznie i z przekonaniem, że to właśnie tu.
Bo może to „moje miejsce na ziemi” już było, jest po za mną, w przeszłości, niezauważone, niedostrzeżone, niedocenione? Czy jest jeszcze przede mną, gdzieś na mnie czeka? Moje życie jest ciągłym poszukiwaniem. Nigdy nie myślałam, że będę mieszkać poza Polską. Tak zrządził los.
Poznałam Marka i zakochałam się. Po skończeniu studiów, po ślubie, wyjechałam do Niemiec. Najpierw mieszkaliśmy w Hanowerze, potem przeprowadziliśmy się w okolice Bremen. Rozpoczęły się więc poszukiwania naszego nowego domu. Dla mnie osobiście nie było to łatwe.
Wybór padł na Leeste w gminie Weyhe w Landzie Dolna Saksonia. Miejscowość ta położona jest 7 km od centrum Bremen, nad rzeką Ochtum, wśród malowniczych łąk i trzcin, które czeszą pełne chmur niebo. Wspaniałe terany do jazdy konnej i wycieczek rowerowych, które stały się moją pasją.
Nastał czas urządzania, zadamawiania się, poznawania okolicy, nawiązywania kontaktów. Powoli moje serce zaczęło ogarniać dobre uczucie. Istnienie na uboczu ma wiele atutów, ma swój urok. Człowiek przestaje być anonimowym. Pani w piekarni wie dokładnie jaki gatunek chleba lubię. Od progu wita nas uśmiechem. Raz w tygodniu przyjeżdża ciężarówka załadowana świeżymi jabłkami, prosto z plantacji. W pobliskiej kwiaciarni powiesiłam moje obrazy. W szkole prowadzę zajęcia z dziećmi. „Wir machen Pferde Bunt”, co znaczy „Czynimy konie kolorowymi”.
Czekam na termin mojej indywidualnej wystawy w zabytkowym młynie. Organizatorem jest Kunstverein Weyhe. Okazało się, że środowisko artystyczne działa tutaj bardzo prężnie.
Cudownie mi się tutaj tworzy, do dyspozycji mam całe poddasze. Powstało już dużo nowych prac. Po wielu latach przerwy zaczęłam znowu jeździć konno. To dla mnie wielkie szczęście bo myślałam, że to już zamknięty rozdział.
Dlaczego właśnie konie? ...nie wiem, nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.
To moja pasja, tęsknota, natchnienie, odwołanie, nigdy niedoścignione i niespełnione marzenie. Od zawsze, odkąd sięgam pamięcią, towarzyszą mi konie. Zapisuję ich piękno w wierszach, uwieczniam w malarstwie, fotografii i rzeźbie. Pracuję w technice oleju, akwareli, ołówka oraz grafiki warsztatowej. Fascynuję mnie ekspresja, detal oraz fragmentaryczność zapisana kolorem. Dlatego też moje obrazy pełne są barw.
Wychowałam się wśród zwierząt. Zawsze były obecne w moim rodzinnym domu.
Nowe miejsce okazało się dla mnie prawdziwą kuźnią. Powstaje dużo nowych prac. Odczuwam w sobie wielka potrzebę tworzenia. Lubię te moje momenty rozmów z moimi obrazami. Z kawałków, odprysków przeżyć, zapamiętanych obrazów próbuję dostrzec linię horyzontu mojego natchnienia. Wychodzę z pracowni szczęśliwa i spełniona, bo mój dzień miał sens.
Wstaję wcześnie. Lubię to uczucie, gdy świeci słońce i nowy dzień należy jeszcze do mnie. Uśmiecham się sama do siebie, sącząc łyk pysznego porannego cappuccino. Taki mój mały rytuał. Poranna rozmowa, śniadanie, pożegnanie na progu i każde z nas wyrusza w rejs, do swojego świata. Marek do pracy, ja do siebie... Potem nadchodzi wieczór i czas wytchnienia, wspólna chwila spędzona na naszym tarasie, z widokiem na mały ogródek, o zapachu lawendy. Sącząc rubinowe wino, pogrążeni w rozmowie lub ciszy.
Czeka nas pierwsza jesień tutaj. Zaklęta jeszcze w późnym oddechu lata. Jeszcze chwila i w oknie zobaczymy klucze odlatujących ptaków. Spadną liście. Kolory i barwy, chłód porannej mgły otuli nas swoim pledem.
Zapraszamy do nas: Joanna Chlebowska-Krause, www.joannas-pferde.de