Dzisiaj idziemy do koleżanki po stary kredens, który stoi u niej na strychu. Ona mówi o nim stary rupieć, a ja widzę w nim niesamowity potencjał.
Architekturą interesuję się od dawna. Zajmuje mnie to, co związane z prawdziwym budowaniem, remontowaniem, jak i to, co składa się na wystrój domu.
Jestem nauczycielką matematyki, mam troje dzieci i mało czasu, jednak swojej pasji urządzania nigdy nie porzuciłam. Uwielbiam myszkować po pchlich targach, po składowiskach starych, używanych mebli i innych przedmiotów służących do wyposażenia domu. Czasami można trafić na piękne okazy.
Już w szkole podstawowej wycinałam z gazet i wklejałam do specjalnego zeszytu, prezentacje wnętrz, które znalazłam w jakimś czasopiśmie. Nawet niedawno znalazłam ten zeszyt. Tamte zdjęcia sprzed lat, często czarno-białe, pozostawiają wiele do życzenia, ale dla mnie były inspiracją i natchnieniem.
Dzisiaj w sprzedaży jest mnóstwo pięknie wydanych magazynów poświęconych tej tematyce. Najchętniej kupuję Country. Werandę też lubię, jednak domy pokazywane w Country to mój klimat. Takie trochę skandynawskie, nie wygładzone do końca wnętrza podobają mi się najbardziej. Meble proste, drewniane, najlepiej malowane, z ozdobami, ale w umiarkowanej ilości. Nic w stylu pałacowym. Ma być normalnie, bezpretensjonalnie, w miarę funkcjonalnie.
Od wielu lat z mężem odnawiamy stare meble (robimy to w wolnych chwilach). Najlepsze są drewniane, niefornirowane. Z nich zrywamy stare powłoki, dorabiamy to, co im urwał czas, wciskamy w dziury po kołatkach specjalny płyn, szpachlujemy, szlifujemy, malujemy. Jednym słowem wyżywamy się rzemieślniczo i artystycznie. Nie przerabiamy mebli na styl rezydencji magnackich. To są dalej te same kredensy, szafy, stoły i bieliźniarki co przedtem, tylko uratowane od zagłady. Staramy się zostawić w nich jak najwięcej oryginalnych elementów. I nawet jeśli czasem drzwi skrzypią albo lekko opadają w jedną stronę, nawet jeśli szuflady nie są identyczne, to lepiej. Tak je kiedyś zrobił stolarz i tak powinny pozostać.
Czasami, gdy czepiam się jakiejś niedoskonałości, mąż przypomina mi przypowieść o Amiszach. Szyją oni piękne patchworkowe narzuty. W regularnym układzie kawałków tkanin robią specjalnie błąd, wyłom. Robią to, żeby przypominać sobie i innym, że tylko Pan Bóg jest doskonały, człowiek nie powinien nawet próbować zrównywać się z Bogiem. Podobnie te nasze kredensy, muszą mieć jakiś feler, bo tylko Bóg jest doskonały…
Ja o takich prostych, drewnianych meblach mówię „wiejskie”. Sami mieszkamy na wsi, w domu, który wyremontowaliśmy od podstaw. Ostatnio zrobiliśmy generalny remont drewutni i mamy tam teraz taki domek gościnny, miejsce spotkań, ale najczęściej ta drewutnia służy nam jako warsztat. Czasami, głównie zimą, gdy nie chce się nam tam palić, przynosimy fragmenty wstępnie oszlifowanych mebli do domu i przed telewizorem, w ciepełku, odbywa się dalsza praca.
Starych mebli przybywa z dnia na dzień. Ktoś zobaczy u nas kredens i przypomina mu się, że coś takiego ma na strychu, pyta czy nie weźmiemy. Ktoś inny słyszał od sąsiada, że zbieramy stare graty. Jesienią, w ostatniej chwili, uratowaliśmy stary kredens, który został wystawiony przez gospodarzy na podwórze podczas remontu domu. Nie był już potrzebny, więc mókł niemiłosiernie i służył kurom za schronienie od deszczu. Kiedyś będzie wyglądał pięknie, najważniejsze, że stoi już pod dachem.
Gdy przyjechaliśmy po kredens, sąsiadowi przypomniało się, że ma jeszcze małą szafeczkę z marmurowym blatem i stół na strychu. I tak kolekcja się rozszerza, mebli przybywa, tylko doba niestety za krótka. Ale jak się coś lubi robić, to czas się musi znaleźć, no i się znajduje. Myśleliśmy czasami, żeby zająć się profesjonalnie wyszukiwaniem i odnawianiem mebli i przedmiotów dekoracyjno-użytkowych do domu . Ten pomysł w nas kiełkuje, ale na razie tylko tyle.
Nasz pierwszy kredens dostaliśmy w zamian za komplet mebli kuchennych. Miał w drzwiach dziurę, podobno od siekiery. Udało się ją załatać i pokryć fornirem. Ten mebel w naszym domu stoi już 20 lat. W jadalni mamy zielony kredens, który przed laty dostałam od Koła Gospodyń Wiejskich. Gdy do nas przybył był biały. Przemalowałam go na zielono i ozdobiłam listkami winogron, techniką decoupage’u. Ostatnie meble maluję farbami akrylowymi i przecieram. Dzięki temu stają się takie szlachetniejsze.
Lubię malować farbami matowymi, nie pokrywam drewna lakierami. Mam też meble tylko przeszlifowane. Stare, surowe drewno bardzo ładnie wygląda. Tak została odnowiona nadstawka kredensu i stolik. Historia stołu jest też ciekawa. Zobaczyłam go w gospodarstwie zaprzyjaźnionego rolnika. Miał wykoślawione nogi i bardzo pokiereszowany blat, brakowało mu szuflady. Okazało się, że gospodarz od wielu lat na tym stole rozćwiartowuje świnie po zabiciu. Coś okropnego. No, ale stół dostałam. Mąż go przeszlifował, wymienił blat, dorobił szufladkę i obciął nogi. Teraz służy nam jako stolik-ława.
Dzisiaj idziemy do koleżanki po stary kredens, który stoi u niej na strychu. Ona mówi o nim stary rupieć, a ja widzę w nim niesamowity potencjał. Ma piękne, witrażowe szybki i w ogóle ładny kształt. Cieszę się, że znowu będę tworzyła.
Tekst i zdjęcia: Karolina Kądziołka